Pytanie

poniedziałek, 31 grudnia 2012

Rozdz. 3



        Wchodząc przez próg do domu, o mało co nie pobudziłem wszystkich kiedy potknąłem się o własne nogi. Zdałem sobie właśnie sprawę, że dowiedziałem się o prawdziwym życiu Harry'ego Styles'a, znanym prawie na całym świecie chłopaku, który nie miał wcale talentu... Chociaż mógłbym się mylić, bo słysząc jego ton, mógłbym wywnioskować, że całkiem przyzwoicie by śpiewał. Spojrzałem na zegarek, ziewając przy tym. 1:00 -fajnie- wczołgałem się na górę do pokoju, padnięty położyłem się "na chwilę" na łóżko, lecz już z niego nie wstałem...
        Aż do godziny 9:18, kiedy otworzyłem oczy i poczułem niesamowicie mocny ból karku.
     -Doskonale... Nie ma to jak prawdziwy sen.- Mruknąłem sam do siebie i ociężale podniosłem się z twardego granatowego materiału. Przeciągnąłem się i poczułem trzask w moim kręgosłupie. Mhmm, chyba dzisiaj nie pociągnę zbyt długo z dziewczynkami. Powoli udałem się do toalety i umyłem twarz, podniosłem ją w górę i w lustrze ujrzałem pewnego człowieka, dojrzałego, mądrego, nawet ładnego i dziwnego? Nigdy nie uważałem, że jestem dziwny... Miałem 20 lat, a zachowywałem się co najmniej na 27? Taki oschły i nudny. Fajnie by było od czasu do czasu pogadać z kimś z wyjątkiem mamy. "Czego mam za mało? Czego mi brakuję?! Może... powinienem się zmienić?" Przeszły mnie ciarki, tak bez powodu. Przetarłem twarz wodą po raz ostatni i zszedłem na dół.
     -Louis, możemy porozmawiać?- Bez słowa usiadłem przy blacie kuchennym w tym samym miejscu co zawsze.
     -A jak myślisz?
     -Dlaczego taki jesteś?
     -Jaki?
     -Taki... Dorosły.
     -Czy to źle?
     -Z jednej strony tak. Boję się, że nikogo sobie nie znajdziesz. Rozmawiasz z nikim innym, poza mną i dziewczynkami. Musisz się za siebie wziąć, albo w ręcz przeciwnie, trochę wyluzować.
     -Mogę robić co mi się podoba... Ale do czego dążysz? Bo domyślam się, że mówisz to nie bez powodu.
     -Bo... Ja...- Trudno było jej cokolwiek powiedzieć, jejku czy to mogło być coś, aż tak naprawdę złego? Nie sądzę.
     -No mów!
     -Zapisałam Cię do psychologa Louis.- Nie zdziwiło mnie to zbytnio. Czułem ostatnio, że dziwnie się zachowuję.- Tak będzie lepiej...- Ciągnęła kiedy się nie odzywałem.
     -Rozumiem mamo.- Jakby się dłużej zastanowić, potrzebowałem zmiany, a wiedziałem, że sam nie dam rady. Musiałem otworzyć się przed kimś obcym, a tego nie potrafiłem.
     -Demmy Ashidnay. Tak będzie się nazywała twoja terapeutka. Nazywaj to jak chcesz, ale jak dla mnie otworzy ona przed tobą nowy, lepszy rozdział w życiu.
     -Kiedy moje pierwsze spotkanie?- Odparłem po chwili ciszy, kiedy mama odeszła od stołu.
     -Jutro o 13:00 na rogu ulicy Frick Collection przy South street znajduję się jej gabinet. Chyba równocześnie dom, ale nic nie wiem.- Powiedziała i wyszła. Świetnie, będę chodził do psychologa... Chwila, czy ja nie znam przypadkiem jej nazwiska, gdzieś je już słyszałem i to całkiem niedawno.
W tej chwili przypomniał mi się niski ton chłopaka z zielonymi oczami i "Demmy Ashidnay" wypowiadane własnie przez niego ze straszną goryczą. On też będzie do niej chodził! ... Chwila moment, czy ja ucieszyłem się z tego faktu? Nie... To było tylko nagłe zaskoczenie. Tak, zdecydowanie. Tylko zdziwienie, zbieg okoliczności, który mnie zaskoczył. On... Harry? O ile dobrze pamiętam, był doprawdy dziwnym stworzeniem. Za bardzo otwartym i przeciętnym? Nie wiem czy mogę go tak nazwać, ale coś w nim było co świadczyło, że mógłby taki być. Jeden problem? Widziałem w nim drugie, zupełnie inne dno, które możliwe tamtej nocy ujawnił mi, jednak tylko jakąś jego ćwiartkę.
     -Lou...- Z transu wyrwała mnie jedna z dziewczynek.
     -Tak Lottie?
     -Chciałbyś wyjść z nami do parku? Bo... Nudzimy się.- Reszta siostrzyczek wyłoniła się swoimi główkami zza drzwi.
     -Oczywiście, ubierzcie się ciepło i czekajcie na mnie przy wyjściu, dobrze?
     -Tak Lou!- Pisnęły wszystkie i poleciały śmiejąc się do przedsionku. Podniosłem się z krzesła pobiegłem na górę po mój telefon i zostawiłem kartkę Jay, że zabieram dziewczynki do parku na plac zabaw.
     -Tylko macie się mnie...- Powiedziałem wkładając kurtkę, lecz za późno, wszystkie wyleciały z domu trzaskając za sobą drzwiami.- Hej!- Zawołałem wybiegając z domu, podskakując jeszcze na jednej nodze w celu założenia buta. Wszystkie cztery obróciły się w moją stronę. - Mówiłem... Yhmm- Uporczywie starałem się wsunąć do końca trampka.- Miałyście się mnie słuchać. Zrozumiano?- Odparłem gdy już dogoniłem siostry, złapałem Daisy i Phoebe za rączkę.- Kiedy powiem, że trzeba iść będziemy musieli wracać okey?
     -Okey.- Przytaknęły bliźniaczki. Do central parku nie mieliśmy daleko. Z nimi zawsze szybko mijał mi czas, całą drogę jedna przez drugą opowiadały mi co u nich słychać. Kiedy zobaczyły plac zabaw wszystkie wyrwały do przodu z wyjątkiem nieśmiałej Daisy, która wskoczyła mi na ręce.
     -Będę na tej samej ławce, co zawszę!- Wykrzyczałem i usiadłem na nią z malutką na kolanach.- No co tam księżniczko? Nie idziesz się bawić?- Wymówiłem trzymając ją w tali, kiedy podskakiwała na moich kolanach.
     -Nie chce.
     -A to czemu?
     -Phoebe zabrała mi dzisiaj lalkę, kiedy razem się bawiłyśmy i się na nią obraziłam...- Odparła zadzierając nosek i splatając ręce, po czym zmarnowała dodała.- Więc nie miałabym się z kim bawić.
     -Na pewno nie chciała zrobić źle. Idź, zobaczysz przeprosi Cię.
     -A jak nie?!
     -Wtedy wrócisz do mnie, to razem coś wymyślimy, dobrze?- Powiedziałem, puściłem jej oczko i pobiegła na plac zabaw. Zacząłem rozglądać się wokół znudzony. A w pewnej chwili, gdzieś w oddali ujrzałem flesz, później drugi i czwarty. Po nie dłuższej chwili parę, która szła za ręce, blondynkę i zaraz... Czy to nie był Harry? Zgadza się, to on z kapturem na głowię ciągnął tą swoją Jessice za sobą, a dziewczyna starała się dotrzymywać kroku chłopakowi, lecz widać było jak niekiedy potykała się o własne nogi przez aparaty wciąż błyskające w ich oczy. Ci ludzie na dawali im ani chwili spokoju. Współczuje mu. Podczas jak ja siedzę sobie spokojnie w parku, on musi użerać się nie dość, że z paparazzi to jeszcze z całą resztą jego beznadziejnego życia. Westchnąłem i musiałem odkleić wzrok od nich, kiedy ujrzałem bliźniaczki biegnące w moją stronę.
     -Phoebe mnie przeprosiła!- Krzyczała trzymając za rączkę siostrzyczkę.
     -My poczekamy na ciebie z nimi- Druga wskazała palcem na resztę dziewczynek.- A ty mógłbyś nam kupić soczki? Takie z barbie, jak zawsze.- Zachęcająco się uśmiechnęły, dlatego nie mogłem odmówić.
     -Dobrze tylko macie ładnie czekać na placu zabaw i nie biegać nigdzie indziej zgoda?
     -Tak, tak Louis...- Westchnęły i poszły do Lottie. Udałem się do najbliższego sklepu jaki tutaj był, jakiś spożywczy, nawet nie spojrzałem na nazwę. Wszedłem do środka i od razu zmierzałem do kasy, ponieważ wiedziałem, że soczki w kartonikach są właśnie tam. Przed sobą w kolejce zobaczyłem chłopaka z dziewczyną, którzy byli już dobrze znaną mi parą. W jednej chwili Harry obrócił się w moją stronę, a że nie spodziewał się mnie za sobą, gwałtownie odchrząknął i szybko wrócił do wcześniejszej pozy. Wzruszyłem ramionami i czekałem, na to aż kolejka się zmniejszy. W końcu był czas na mnie.
     -Poproszę te z księżniczkami.- Machnąłem niezręcznie ręką nie skupiając się nawet na sprzedawcy. Zerknąłem ostatni raz jak zielonooki opuszcza sklep ze swoją dziewczyną i wtedy przypadkowo (albo i nie) przyłapaliśmy siebie na spojrzeniu. Harry niepewnie się uśmiechnął, co ja odwzajemniłem. To było na tyle. Wyszedł a ja kupiłem, to co chciałem i wróciłem z powrotem na plac. Byłem lekko wstrząśnięty, po tym jak zobaczyłem jego (hmm jakby to ująć) ładny uśmiech?
     -Louis! Louis! Słyszysz?!
     -Co? Ahh tak, przepraszam Lottie zamyśliłem się.
     -Właśnie widzę... Robi się późno, a mama nie będzie się martwiła jak nie wrócimy zaraz do domu? Po za tym jestem głodna...- Spojrzałem na zegarek i faktycznie było już po 15:00 za niedługo mieliśmy wrócić na obiad.
     -Masz rację. Musimy już wracać. Chodź...- Podniosłem się i wystawiłem dłoń w jej stronę.- Zawołajmy dziewczynki i wracajmy.

***
      Dziwne... Wydawał mi się znajomy, dlatego się uśmiechnąłem. Do cholery pamiętam go, tylko kiedy próbowałem sobie przypomnieć skąd, zamiast tego dostawałem niezłą dawkę bólu głowy. Aktualnie jestem wykończony, przez cały dzisiejszy dzień mnie i Jess śledzą media. To jest takie wkurwiające i do tego jeszcze jutro ten psycholog. Znowu nie chciałem wracać do domu, dlatego postanowiłem nocować u ciemnookiej blondynki. Zgodziła się, zresztą nie miała wyboru bo jej tata wręcz oto błagał, jak dowiedział się, że nie mam najmniejszej ochoty wracać dzisiaj do domu. Oczywiście nie obeszło się bez przymusowej kolacji w restauracji, ale nie narzekam bo mi smakowało. Przy stoliku, kiedy na jakiś czas zostaliśmy sami Jess wyrwała z pytaniem
     -Kim był ten chłopak?
     -Który- Odparłem zdziwiony i czułem jak czerwienieją mi uszy.
     -Ten ze sklepu. Nie udawaj widziałam jak na siebie spoglądaliście. Skąd się znacie?
     -Zadałaś najgorsze pytanie. Nie pamiętam, wiem, że od niedawna. Pamiętam też, że kiedy go spotkałem wydawał się być bardzo dziwny, ale jakoś... Chyba po tym jednym spotkaniu go polubiłem.- Kiedy zacząłem opowiadać jej o nim, powoli zacząłem sobie przypominać jak to wszystko było naprawdę, a kiedy już chciałem powiedzieć...
     -I wiesz nawet powiedziałem mu całą prawdę o wszystkim... To znaczy- Przypomniałem sobie, że powiedziałem najmniej odpowiednią rzecz jaką mogłem wymówić.- Znaczy... Wiesz "całą prawdę"- Mrugnąłem w jej stronę, specjalnie aby w razie jakiegoś wypadku, że ktoś nas usłyszy, mógł widzieć sarkazm lub kłamstwo.
     -Dobrze, dobrze skończ. Pogadamy o tym u mnie.
     -Okey...- W tym momencie do stołu podszedł tata Jessice.- No i właśnie, musiałem oczywiście jechać do sklepu jeszcze raz.- Wybrnąłem z sytuacji jakimś pierwszym lepszym kłamstwem.
     -Przed restauracją czekają fani.- Odezwał się jej tata z obstawą.
     -Przecież jesteście w końcu od tego, żeby takie rzeczy się nie działy!? - Wyrzuciła od razu zdenerwowana dziewczyna.
     -Wiem, czasem mogłabyś im poświęcić trochę czasu. Później ludzie będą gadali, że nie jesteś towarzyska i masz gdzieś swoich fanów.
     -Co mnie obchodzą te zasrane dzieci! Jestem wykończona wszystkim, dosłownie! Zresztą sam wiesz, macie zrobić tak, żebym wyszła stąd z Harry'm bez ani jednego zdjęcia!- Wydarła się i spokojnie usiadła już w ogóle nie zwracając na nich uwagi.
     -No nie słyszeliście co mówi do jasnej cholery?!- Sam dorzuciłem parę słów kiedy ochrona dalej stała przy stoliku bez najmniejszej potrzeby.
     -Już się robi...- Odparli i odeszli.
     -Mam tego wszystkiego dość. Niedługo będzie czas, żeby zakończyć to wszystko...- Przeciągnęła dłońmi przez włosy i schowała w nie głowę. Złapałem ją za ramię i lekko ścisnąłem.
     -Wiem Jessica, zobaczysz wszystko będzie dobrze... Już nie długo.
________
Podoba się wam choć trochę? Trochę mi nie idzie, ale cóż...
Szczęśliwego 2013 xXx Uśmiechu na mordkach! ;*

5 komentarzy:

  1. Nie moge się doczekać nastepnego ;D Cudo, cudo, cudo <3 Znasz jakieś opowiadania inne o Larrym?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mase tego jest !
      Sama skończyłam jedno http://i-need-you-onedirection.blogspot.com/ . Tam masz też linki do innych, niedługo z Liebster Award :)

      Usuń