Pytanie

niedziela, 31 marca 2013

Rozdz.12



       Obudziłem się o 4:00 rano, kiedy słońce miało zamiar wychodzić zza horyzontu. Oglądnąłem się dookoła wdychając rześkie powietrze. Wszystko było piękne dopóki nie wstałem z ławki...
     -Kurwa...- Syknąłem z bólu słysząc jak przestawia mi się kark. Moje plecy... Tak nie może być, trzeba dzisiaj porządnie posprzątać i mniej więcej się urządzić. Nie możemy przecież mieszkać a takim zarośniętym i niewygodnym miejscu.
     Zajęczałem kolejny raz, przeciągając się i znów opadłem na ławkę. Tak czy inaczej, pomyślałem sobie, właśnie zaczynam nowy rozdział życia będzie świetnie mieszkać tu z Louis'em. Powoli przestaję poznawać siebie, chyba staję się inny...
-Pierwszy raz tęsknisz... ZA CHŁOPAKIEM.
-Ohh zamknij się... Wiem o tym.
-Sorry, jesteś sam chciałem tylko dotrzymać towarzystwa.
-Dzięki- odparłem sucho do siebie. Chore!
-Spójrz lepiej tam. Ładny wchód prawda?
-O czym ty mówisz, nie poznaję Cię.
-Nie udawaj, zawsze taki byłeś.
-Nie prawda.
-Jak to? Gdybyś taki nie był myślisz, że wygrałbyś konkurs fotograficzny?
-Co ma do tego konkurs niby?!
-Wszystko Harry. Wiedziałeś gdzie przyjść aby zobaczyć coś więcej niż zdjęcie. Czułeś to miejsce i wiesz o tym, że ma ono coś więcej w sobie niż może Ci się wydawać...
-Skąd mogę to wiedzieć? Po prostu znalazłem ładną miejscówkę, która do mnie przemówiła.
-Właśnie, nie pamiętasz już chyba w jaki sposób.
-...Pamiętam. Ale to niemożliwe. Przecież ty jesteś mną widziałeś to co ja. Czyli dalej prawdopodobne, że to były tylko moje psycho zwidy...
-Nie oszukuj siebie Harry. Nie tylko ty widziałeś, jak to miejsce rozkwitło i to w dosłownym sensie. Przecież jak to odnaleźliśmy to był zwyczajny opuszczony ogród. Okropne zapuszczone miejsce.
-I co chcesz powiedzieć, że akurat specjalnie dla mnie od tak rozkwitają tu róże?! To jest chore!!
-Nie mam pojęcia! Ale do cholery sam pomyśl.
Ciekawe, czy kiedy przyjdzie Louis to róże znów się schowają. To miejsce, to naprawdę MAGIA. A właśnie! Louis! Cholera zapomniałem... Zapakowałem torbę rozprostowując kark, spojrzałem po raz kolejny na biało czerwone róże i wybiegłem z ogródka. Za piętnaście piąta. Zdążę, tylko muszę zadzwonić do Lou.
     -Cześć skarbie.- właśnie odezwałem się do słuchawki, a zaspany Loui odpowiedział.
     -Harry? Obudziłeś mnie no. Jest dopiero piąta godzina! Oszalałeś czy jak?- Zaśmiałem się pod nosem.
     -Nie kochanie, haha tak się składa, że masz 15min na pozbieranie się bo zaraz wysiadasz.
     -O oł! Matko boska nie zdążę, dziękuję kotku. Czekaj na dworcu, żebym mniej więcej wiedział gdzie wysiąść. Paa! Kocham...- Rozłączył się od razu. Strasznie mnie rozśmiesza zarazem poprawiając humor. Uspokoiłem krok i powoli oddychając równym tempem szedłem na peron.

           Nie wiem jak to będzie lecz nie mogę się doczekać wspólnych chwil z Harry'm. Zostało mi jeszcze 5min. Tylko gdzie ten felerny hamak. Myślałem sobie czy mamy jak spać, a skoro Hazz wspomniał o ogrodzie botanicznym, wtedy aż przeszły mnie ciarki. Biedny pewnie użerał się całą noc na twardej i niewygodnej ławce. Hamak na razie powinien załatwić sprawę nocek (do tego we dwójkę). Pod stopami poczułem drganie kół pociągu, który gwałtownie hamował. Straciłem równowagę opierając się dłonią o górną półkę. Pociąg zahamował a mnie w tej samej chwili coś mocno uderzyło w głowę.
     -Ała! - Wykrzyczałem do siebie i obróciłem się w stronę 'napastnika' Przecież nikogo tu nie było... Nagle zauważyłem na ziemi jakiś zeszyt, co to...- spytałem sam siebie podnosząc go. Zsunąłem z wierzchu okładki resztki kurzu, miał ciemnobrązowe kartki, wygląda zupełnie jak... "Pamiętnik innego." przeczytałem otwierając właśnie pierwszą ze stron. Nie jestem pewien czy postępuję w porządku, ale i tak muszę już wysiąść. Wrócę do tego później, razem z loczkiem.
Zapatrzony w tajemnice kartek wychodziłem z przedziału.
     -Halo! Halo, proszę pana!- Usłyszałem irytujący głos jakiejś starszej pani (wiedźmy chyba).
     -Ah, tak słucham?- Ocknąłem się z lekka wsuwając notes do torby.
     -Uważałby pan trochę! Przepuścił biedną staruszkę, a nie p-p-pan idzie z zadartym nosem w górę jak t-t-taki król!- Haha tak zabawnie wyglądała jak się jąkała, że z trudem powstrzymywałem się od śmiechu.
      -Najmocniej przepraszam.- Sarkastycznie się ukłoniłem i puściłem ją przodem. Nie dość, że chciałem być miły, to ta jeszcze swoją ciężką walizką przejechała mi po palcach. Pff, cóż za maniery...Teraz pomyśleć, że będę mieszkał w jakiejś wsi z takimi wrednymi ludźmi. Ehh szkoda gadać. Właśnie schodziłem z metalowych schodków i w tej samej chwili kiedy moje tomsy zderzyły się z podłogą zauważyłem zadowolonego Harry'ego wbiegającego na peron. Od razu powrócił mi dobry humor i ruszyłem w jego kierunku.
     -Louis!- Podbiegł i zrzucając torbę na ziemie przytuliliśmy się do siebie bardzo mocno.
     -Cześć Harry...- Szepnąłem w jego loki przyprawiając samego siebie o ciarki. W jednej chwili przywarł do moich ust ściskając jeden z pośladków. Ścisnęło mnie w brzuchu, więc wplątałem dłoń w jego włosy odciągając głowę lekko do tyłu, żebym to ja miał władzę nad pocałunkiem. Zadowolony z siebie że poddał się gwałtownie na niego wskoczyłem chowając głowę w jego obojczyk. Okręcił się łapiąc mnie mocno za uda. Na szczęście nikogo nie było, w końcu to świetna okolica...
     -Kocham Cię cichy diabełku.- Szepnął mrucząc do ucha. Zachichotałem i stanąłem naprzeciw niego. Westchnąłem i odpowiedziałem.
     -Ja Ciebie też niegrzeczny aniołku.- Haha teraz zaśmialiśmy się oboje.
     -Hahaha, my naprawdę jesteśmy popierdoleni. Chyba muszę nauczyć cię przeklinać.
     -Ha ha ha. To chyba ja muszę nauczyć cię przestać to robić.
     -Dobra, dobra nie pierdol. Haha chodź pokaże Ci gdzie będziemy mieszkać.- Uśmiechnął się lekko i pociągnął mnie za rękę.
     -Hej Harry, zaczekaj moja torba.- Powiedziałem ochrypniętym głosem.
     -Ach tak, zapomniałem.- Wzięliśmy rzeczy i ruszyliśmy do ogrodu, po drodze opowiadał mi jakich spotkał tutaj już ludzi, ja mówiłem o tym samym. Później rozmawialiśmy o mieszkaniu, o nas... O wszystkim, tematów było tysiąc. Chyba nigdy się sobą nie znudzimy. Ale ja prawie cały czas miałem w głowię ten pamiętnik, ale powiem mu o nim później...
W dodatku, Hazz obiecał mi coś kiedy wrócimy dodał.
     -Nie mogę się tego doczekać Lou, ale to niespodzianka...- Teraz to i ja nie mogłem się doczekać. Kiedy przechodziliśmy przez pola mówił mi o czymś magicznym, żebym był gotowy na coś czego nikt nigdy nie widział. Że róże rozkwitną na moich oczach, że wszystko ożyję. Nie wierzyłem w to, ale on mówił całkiem poważnie, co mnie trochę dziwiło i zastanawiało.
     -Lou posłuchaj, ja nie żartowałem z tymi różami, możesz nawet uważać mnie za chorego umysłowo nie zdziwiłbym się gdybym to się naprawdę okazało prawdą. No ale...- Zatrzymał się przy ceglanym rozwalonym murze obok wejścia do ogrodu botanicznego. W prawym rogu wisiała zardzewiała tabliczka z napisem "Własność John'a Bell'a i" dalej były jakieś zamazane literki, zastanowiłem się do kogo on mógł jeszcze należeć.
     -Harry, przepraszam nie słuchałem Ci, wierzę w te róże tobie we wszystko mógłbym, ale spójrz.- Wskazałem na złotordzawą tabliczkę. - On nie należał tylko do jednego człowieka. Ktoś z nim dzielił to miejsce...- Harry zdziwiony podszedł pod mur i spojrzał na napis, podążyłem za nim także uważnie się temu przyglądając.
     -To jest zdrapane? Czy brudne.- Spytał ostrożnie zeskrobując rdze z kawałka.
     -Musisz mocniej. Daj ja to zrobię.- Zaciekawiony nie mogłem się powstrzymać.
     -Poszukam czegoś czym można by było to zeskrobać.- Mówiąc szperał w swojej torbie, a ja nieprzyjemnie tarłem paznokciami o blaszkę. Znalazł nożyk tłumacząc się, że zawsze ma przy sobie coś ostrego. Na razie postanowiłem w to nie wnikać i zeskrobałem kawałek imienia lub nazwiska.
     -F, r, d. Za dużo ro nie da. Daj pomogę Ci- Odczytał literki które było można odczytać i złapał za moją dłoń sprawiając, że stałem się silniejszy.
     -Fre....d ?- Przeczytałem to co się dało. - Chociaż za duży odstęp między nim. Tam musi być coś jeszcze.
     -Leć odłożyć torby, a ja się tym zajmę!- Rzucił w moją stronę swoją torbę i już miałem przechodzić przez murek, ale mnie zatrzymał.- LouLou, nie martw się jak zobaczysz wszystko oschłe i zwiędłe, to rozkwita tylko jak tam jestem, nie mam pojęcia dlaczego...- Odezwał się i zajął się skrobaniem, a ja wszedłem do środka. Obejrzałem się niepewnie dookoła i niedaleko ujrzałem szklaną altankę obrośniętą... Bluszczem. Zwykłym suchym bluszczem. Podszedłem bliżej i dotknąłem jednego listka, który od razu się pokruszył i upadł na suchą trawę. To miejsce wygląda tak, jakby nie docierało tu żadne słońce mimo tego, że dzisiaj jest ponad dwadzieścia stopni. Niezręcznie wzruszyłem ramionami i jak kazał Harry odniosłem torby nucąc sobie przy tym dość głośno. Usłyszałem w pewnej chwili szelest dlatego przestałem, obróciłem się do tyłu nikogo nie zauważyłem więc znów zacząłem podśpiewywać piosenkę "Look after you." Po raz drugi usłyszałęm cichy hałas, odwróciłem się i zobaczyłem te róże, których przed chwilą nie było. Co jest? Zastanawiałem się, podszedłem do altanki i dotknąłem róż. Biało czerwonych nie w pełni rozkwitłych...
Forgive the urgency but hurry up and wait
My heart has started to separate
Zanuciłem kolejne dwa wersy i spanikowałem, bo własnie na moich oczach wszystko budziło się do życia. Te róże rozkwitały! Osz kurde. Matko boska!
- One rozkwitają... Na moich oczach?! To nie możliwe!- Zacząłem coraz głośniej mówić, co po chwili przerodziło się w krzyk, który chyba usłyszał Hazz, bo w oddali usłyszałem jego głos.
     -Louis?! Co się dzieje?!- Krzyczał, żebym go usłyszał.
     -Chodź tutaj! Szybko! -Nim się obejrzałem przybiegł. Sam nie mógł uwierzyć w to co widział.
     -Jak one rozkwitły przy tobie? Przecież... Tylko ja i to nie... O co kurwa tutaj chodzi!- Chyba się wkurzył przyciągnąłem go do siebie, żeby przestał krzyczeć.
     -Haha spokojnie głupku!- Potargałem mu włosy i puściłem.
     -No tak, przepraszam. Ale nie rozumiem, jak to ożyło?
     -Widocznie nie tylko ty jesteś taki fajny!- Rozbawiłem go i zaczęliśmy się śmiać, ale w końcu zebrałem się na powagę i powiedziałem, że to przez śpiew.
     -Ty śpiewasz?- Zapytał zdziwiony Hazza spoglądając mi w oczy, kiedy znów kierowaliśmy się w stronę nieodkrytej tabliczki.
     -Tylko podśpiewuję. Nigdy komuś, nie pozwalam aby ktoś mnie usłyszał. Wstydzę się.
     -Zaśpiewaj mi coś, błagam.- Wiedziałem, nie będę mu śpiewał, to jest coś osobistego... Tak mi się wydaję.
Ooo nie chciało mi się tłumaczyć, bo w końcu i tak bym musiał śpiewać. Po prostu zamknąłem oczy i zacząłem. Śpiewałem podczas kiedy on zajmował się literkami...
 There now, steady love, so few come and don't go
Will you won't you, be the one I always know
When I'm losing my control, the city spins around
You're the only one who knows, you slow it down

Oh, oh
Be my baby
Oh,
Oh, oh
Be my baby
I'll look after you
And I'll look after you

If ever there was a doubt
My love she leans into me
This most assuredly counts
I say most assuredly...
      -Loui. Prześlicznie śpiewasz.- Wystraszyłem się od razu rumieniąc.
      -Nieprawda.
      -Lou, gdybyś śpiewał brzydko nie mógłbym tego słuchać. Nie dziwie ci się czemu róże rozkwitły jak usłyszały twój głos... Nie mogę się doczekać jęków, które będziesz wydawał dzisiaj w nocy...- Mówiąc to zabójczo się uśmiechnął i kontynuował.- Ale tym czasem. Skończyłem, trzeba będzie się dowiedzieć kim jest Frerard i jeszcze ten opis pod spodem "Love is love. Magic place for gays." 
Oboje stanęliśmy wryci w siebie robiąc wielkie oczy i nie odzywając się nawet mruknięciem.
________
1.Przepraszam, że tak długo :/
2. Obiecuję, że następny rozdział sex.
3.Przepraszam za wszelkie błędy.
+Frerard (drobny upominek dla dwóch idiotek <3)

środa, 20 marca 2013

Rozdz. 11



        Jestem felernie wykończony podróżą, byłem zmuszony wstać o piątej, czyli wychodzi, że spałem tylko cztery godziny. Najgorsze niestety jeszcze przede mną. Niedługo wywiady, sesje Jessici na których muszę być (nie wiem po co), to wszystko tak bardzo mnie męczy. Czasem chciałbym oderwać się od tego wszystkiego i zacząć od nowa. Całkowicie. Urodzić się w innym miejscu z tą samą mamą. Kiedy o niej pomyślałem, jak zawsze zrobiło mi się smutno, westchnąłem i wstałem z miejsca powoli zabierając swoje torby, bo jakieś pięć minut wcześniej był u mnie tata Jess oznajmiając, że niedługo wysiadamy... Nie chciało mi się już nawet grać wkurzonego o to, że tak wcześnie mnie obudzili, po prostu wstałem i miałem na wszystko wyjebane.
Nagle usłyszałem głuchy pisk pociągu i jakieś krótkie ogłoszenie, mówiące na jakiej stacji się znajdujemy i ile będzie trwał postój. Spojrzałem w szybę ostatni raz napawając się świetnym widokiem wschodzącego słońca. Wyszedłem z przedziału rozglądając się wokoło. -Całe szczęście, nikogo nie ma.- Pomyślałem i zmierzyłem w stronę wyjścia.
Nareszcie. Rześkie poranne powietrze dotarło do mych nozdrzy, pobudzając moje ciało, kiedy stanąłem na schodkach. Poprawiłem czarną torbę i wzruszyłem lekko ramionami myśląc- dlaczego jest tu tak pusto? Gdzie Ci wszyscy paparazzi? To chyba mój dobry dzień, zrobili sobie wolne.- Przygryzłem dolną wargę czując jak przyjemny wiatr pełźnie przez mój kark, przyprawiając mnie o dreszcze. Cisza, spokój to właśnie to. I ten piękny wschód... Wyciągnąłem aparat siadając na jednej z ławek na peronie. Przy torach były porozstawiane starodawne lampy, ogólnie cała stacja była mi jakoś dziwnie znajoma. Cóż, skoro oni jeszcze nie wyszli, dlaczego mam się nudzić, skoro mogę porobić zdjęcia. Przyłożyłem obiektyw do oka, lekko przymykając drugie i szukałem odpowiedniego ujęcia, kiedy w pewnej chwili w obiektywie zobaczyłem ruszające się koła pociągu i dziwny głośny hałas.
     -Co jest?!- Wykrzyczałem spanikowany. Oderwałem się od aparatu i wstałem podbiegając bliżej... Już się zorientowałem, że pociąg ruszył i dosłownie za sekundę będzie próbował zniknąć z moich oczu! Cholera! Cholera! Cholera! Nie jest dobrze. Mogłem się wcześniej zorientować, że coś nie gra skoro na peronie były pustki. Żadnej żywej duszy, a ja jak głupi czekałem aż wysiądą! Cholera! Idiota! ... Chociaż!
Szybko wpadłem na pomysł... Czyżby tak miało być? Może właśnie teraz mogę zacząć nowe życie? Przecież tego chciałem. Chyba zaraz z radości rzucę się na tory. Szkoda tylko, że moje szczęście nie będzie trwało długo- pomyślałem kolejny raz opadając na starą ławkę. - przecież zaraz po mnie zadzwonią...
A jeśli? Jeśli naprawdę chcę opuścić ich na zawszę? Przecież mógłbym napisać tylko Zayn'owi gdzie jestem, ufam mu na pewno nikomu by nie powiedział. Nie myślcie, że zapomniałem o Louisie. Ten debil ciągle siedzi mi w głowię. Tylko, co on sobie pomyśli, jak zadzwonię do niego oznajmiając, że zaczynam nowe życie i chcę, żeby on był jego częścią. Przecież przez moją decyzję on będzie musiał uzależnić się ode mnie. Co ja mówię. Po prostu do niego zadzwonię, sam już nie wiem co mam robić. Jedyne co to muszę szybko znaleźć bank i założyć drugie konto, po czym przelać na nie moje pieniądze...
Wszystko co robiłem w tych momentach to były zupełnie spontaniczne decyzje, sam do końca nie wiedziałem w co się pakuję, ale cholernie chciałem zmienić to co było do tej pory.
     -Halo?- Usłyszałem zachrypnięty głos Lou. O kurwa! Zapomniałem, że jest 5 rano!
     -Cześć Loui. Strasznie Cię przepraszam, zapomniałem, że jeszcze tak wcześnie, nie chciałem Cię budzić skarbie.
     -Hej kochanie.- Cichutko zachichotał i pozwolił mi kontynuować.
     - Bo wiesz, mam dla ciebie ciekawą propozycję...
     -Jaką?- Poderwał się do góry od razu się rozbudzając.
     -Musimy porozmawiać, jak tylko się dowiem w jakim mieście się znalazłem. Haha wyobraź sobie, że...- Tak, opowiedziałem mu wszystko co się przed chwilą stało i też o tym co postanowiłem.
     -Chcesz powiedzieć, że uciekłeś z domu w ogóle tego nie przemyślając i teraz prosisz mnie żebym zrobił to samo. Czyli wychodzi na to, że namawiasz mnie do złego? -Upewnił się Lou rozbawiając mnie. Faktycznie w jego ustach, z innej perspektywy wydawało się to wszystko śmieszne.
     -Haha, nie Loui. Ja nie namawiam Cię, tylko daję propozycję nie do odrzucenia. Tak mało czasu minęło, a już się za tobą stęskniłem! Przecież to tylko nocka w pociągu, nie byłbyś zbyt daleko od domu, a ja nie będę na tyle blisko aby mogli mnie znaleźć.
     -Nie wiem Harry. To poważna decyzja. Wyobraź sobie, że będę musiał zostawić swoją mamę z moimi siostrami. Poza tym, co z moimi studiami?
     -Przecież masz je tylko w weekendy. Wtedy moglibyśmy przyjeżdżać do miasta...- Idąc po jakiejś uliczce w nieznanej wsi, całkiem mnie olśniło! Przecież znam to miejsce. Wiedziałem, że kiedyś już tu byłem. To właśnie niedaleko stąd powstało moje zdjęcie. Opuszczona altanka, obok niej szklarnia obrośnięta biało czerwonymi różami, z których zrobiła się już prawie łąka. Nie wiem dlaczego ludzie zaniedbują takie miejsca zwyczajnie je opuszczają myśląc, że wszystko będzie tak samo.- Louis...- Pragnąłem mu to powiedzieć.- Pamiętasz jak obiecałem zaprowadzić Cię w pewne miejsce...?
     -Co masz na myśli?- Spytał zdezorientowany.
     -Mówię o altanie pełnej róż.- Odparłem mając nadzieje, że się ucieszy i od razu będzie chciał tutaj przyjechać.- Przypomniałem sobie tą wioskę, właśnie w niej teraz jestem i na razie dopóki czegoś dla nas nie znajdę urządzę się tam.
     -Żartujesz?!- Pisnął do słuchawki, po czym od razu przeprosił śmiejąc się.- Harry, to świetnie! Porozmawiam dzisiaj z mamą i za dwie godziny powinienem do ciebie oddzwonić. Tylko błagam przez ten czas racz nie ruszać się z miejsca i nic sobie nie zrobić!
     -Haha! W porządku Louis. Obiecuję. Będę stał na środku ulicy dwie godziny i bardzo uważał żeby nic sobie nie zrobić debilu.- Syknął od razu krzycząc na mnie.
     -Nie! Głupku złaź z tej ulicy! Nie wiesz co to przenośnia?!
     -Wiem haha. Żartuję spokojnie misiek. Już schodzę, będę czekał na twój telefon w ogrodzie.
     -W porządku. To pa.
     -Narazie skarbie. -Rozłączyłem się. Chyba trzeba by było zapytać kogoś o drogę i najbliższy bank, o ile w ogóle jakiś tu znajdę. Przechodziłem obok jakiejś kafejki z starym białym płotkiem przy brzegu i skrzypiącą tabliczką przyczepioną nad drzwiami. "Witamy w Hampstead Heath" Chyba właśnie odpowiedziała mi na pytanie, gdzie się znajduję. Od razu wysyłałem Louis'owi informacje, żeby mógł powiedzieć mamie coś więcej, niż fakt że chciałby jechać gdzieś na wioskę ze mną.
Postanowiłem wejść do środka i trochę popytać o najbliższą okolice. Przy barze stał wysoki blondyn o niebieskich oczach. Usiadłem na stołku i rysując kółka po blacie zacząłem mówić.
     -Fajna okolica, jesteś stąd?- Chłopak spojrzał na mnie właśnie wycierając lampkę od wina.
     -Tak, to "Hampstead Heath" to od roku nie jest nazwa naszej wiochy. Mój dziadek zmarł i dosłownie tydzień po jego śmierci zmienili nazwę na "Middlewich" niedaleko Holmes Chapel.
     -Ach tak. Właśnie tam miałem się znaleźć.
     -Chcesz powiedzieć, że się zgubiłeś?
     -Nie do końca, sam tego chciałem. Zresztą nie opowiadam o sobie, sorry.
     -Fakt, nie przedstawiliśmy się sobie. Jestem Naill. Mojej mamie zachciało się oryginalnego imienia i zamiast Niall zażyczyła sobie Naill.
     -Świetnie- odpowiedziałem po części z sarkazmem. On zbyt dużo mówił.- Ja jestem...- Yh, co miałem odpowiedzieć? A jeśli mnie zna nikt nie może się dowiedzieć, że tu jestem.- Nazywam się Larry.- Łoo, ale zajebiście wybrnąłem. Zawsze będzie mi się to teraz kojarzyło z Tommem. Kurde to imię jest świetne. Jestem geniuszem mam tylko nadzieję, że Loueh nie będzie miał mi tego za złe.
     -Dawno nie słyszałem takiego imienia.
     -Wiem, moja mama też lubiła być oryginalna... -Zobaczył moją minę i od razu odwzajemnił współczuciem, chyba nie chciał pytać co się stało, ale to dobrze.
     -Proszę Whisky.
     -Już się robi Larry.- Odpowiedział i chwilę później dostałem kieliszek wódki. Wypiłem jednym jednym machem i poprosiłem o następną, ale ostatnią. Nie mogłem się spić przed prawdopodobnym przyjazdem Louis'a. Właśnie, zapomniałem poprawić w wiadomości, że to jest jednak Middlewich, a nie Hampstead Heath.
     -Hej, znasz może opuszczony jakiś opuszczony ogród botaniczny w tej okolicy?
     -Jedyne co mi przychodzi na myśl to stary ogród John'a Bell'a, który teraz jest obrośnięty jakimiś chwastami.
     -Róże nazywasz chwastami?! - Od razu wybuchnąłem, ludzie czasem potrafią nas zaskakiwać.
     -Nie, ale one obrosły wszystko, teraz prawie nie widać całej reszty pomników itp.- Chciał kontynuować, ale nie dałem się zrzucić z tropu.
     -Po pierwsze kolego. Róże to nie chwasty, a po drugie tam jest pięknie. To miejsce wygrało konkurs fotograficzny i to jeszcze dzięki mnie!- Poczułem się dumny, przy okazji zwalając swoją torbę na ziemie.
     -W takim razie zwracam honor, chciałbyś się dowiedzieć czegoś jeszcze?
     -Tak, ale najpierw możesz zrobić mi jakieś śniadanie. Tylko nie za drogie.
     -Okey, ale pytaj.
     -Gdzie macie tutaj jakiś bank? - Zapytałem zerkając na telefon (z przyzwyczajenia).
     -Jest za rogiem drugiej ulicy. Jak stad wyjdziesz, skręcasz w prawo.
     -Spoko, dzięki.- Znów zajrzałem w komórkę, tym razem widząc wiadomość od Louis'a
  "Kocie!! Moja mama powiedziała, że sobie poradzi, ale mam wrócić w następny tydzień z tobą, bo chciałaby pogadać! BARDZO SIĘ CIESZĘ! Muszę tylko znaleźć pociąg i się spakować! Będę jutro!! KOCHAM CIĘ! <3" O kurwa, na mojej twarzy samoczynnie pojawił się szeroki uśmiech. Od razu mi odpisałem "Ooo Loueh! Nie mogę się doczekać!! Zadzwoń kiedy będziesz w pociągu, będę czekał na peronie... Ja też cię bardzo kocham <3 PS. To zdjęcie, które zrobiłem tutaj o wchodzie słońca, dość daleko od stacji, ale nie martw się przecież po ciebie przyjdę BooBear ;*"

sobota, 16 marca 2013

Rozdz. 10



           Ocknąłem się wraz z Harry'm kiedy usłyszeliśmy trzask drzwi. Szybko zerwałem się z łóżka i zająłem swoje poprzednia miejsce. Curly wygładził dłonią pościel i rzucił mi znaczące spojrzenie po czym wybiegł do łazienki.
     -Jestem już!- Zayn wszedł do pokoju.- Naprawdę cały czas siedzisz na ty krześle? Trzy godziny?- Chyba rozbawiła go moja jakby to nazwać, skromna postawa?
     -Na to wychodzi.
     -Skąd znasz Harry'ego, bo chyba mi o tobie nie mówił.
     -Zgadza się...- Zrobiłem chwilę przerwy, a ten już zaczął coś mówić, nie był jak Harry, irytował mnie.
     -Chyba nie mówisz dużo, zgadłem?- Szarmancko się roześmiał, jakby tylko potwierdzał swoje słowa.
     -Poznaliśmy się na spotkaniach u psycholog, choć wcześniej przypadkiem nocą na plaży.
     -Aha. Ale jak doszło, że zaczęliście się spotykać?- na słowa Zayn'a zrobiło mi się gorąco. Chodziło mu o znajomość, a nie relacje między nami. Próbowałem uspokoić tętno i odpowiedziałem.
     -Kiedy wpadliśmy na siebie, z nieuwagi wymieniliśmy się torbami.- trochę się jąkałem, bo byłem po części zmuszony do rozmowy. W ostatniej chwili uratował mnie Harry i dokończył za mnie.
     -Później musiałem szukać z nim kontaktu, ale niezupełnie wiedziałem jak ro zrobić. Na szczęście Louis znalazł mnie pierwszy i się zaczęło.
     -Haha dziwne, ale dobrze, że znalazłeś sobie kumpla.- To dopiero było dziwne, gdyby tylko wiedział kim jesteśmy dla siebie z Harry'm to nie wiem jakby zareagował. Wydaje mi się, że loczek i tak mu w końcu powie, przecież to jego najlepszy przyjaciel, któremu mówi wszystko. W jednej chwili zielonooki spojrzał na mnie i na Zayn'a jakby chciał powiedzieć coś bardzo, ale to bardzo ważnego i pytał mnie o zgodę.
     -Zayn tak właściwie to ja i Louis... Bo my... No cholera!- Chyba chciał powiedzieć co dla siebie znaczymy, ale przerwał mu dzwonek telefonu, który natychmiast odrzucił.
     -Kto to?- Zapytałem.
     -Mój ojciec!- Odpowiedział wkurzony.
     -Harry nie ważne, co chciałeś powiedzieć, zanim pójdziesz to muszę Ci powiedzieć! Wygrałem! To znaczy ty wygrałeś!- Ucieszyłem się, ale chyba nie tak jak zwycięzca... Harry osłupiał, zrobił wielkie oczy i w jednej chwili podbiegł do Mulata i objął go najmocniej jak potrafił.
     -Żartujesz sobie?!- Krzyczał trzęsąc ciemnookim.
     -Haha! Nie idioto! Naprawdę to wygrałeś!
     -Przecież to był konkurs krajowy! Wygrałem to cholerstwo?!- Jeszcze raz objął go, po czym obrócił się w moją stronę i szybko wstałem aby mógł mnie też przytulić. Tak zrobił. Podbiegł do mnie i mocno przywarł do klatki piersiowej obejmując za kark. -Lou nie wiesz jak strasznie się cieszę!- Szepnął mi do ucha przy okazji doprowadzając mnie do uniesienia.
     -Ja też się cieszę skarbie.- Powiedziałem jeszcze ciszej, żeby Zayn nie usłyszał.
Znowu zadzwonił telefon i tym razem przerwał mnie.
     -Cholera! Halo?!- Odebrał wkurzony. Słuchał wrzasku swojego ojca czasem przymykając oczy ze strachu lub zbyt głośnego tonu po drugiej stronie słuchawki. Nawet ja słyszałem co mówił jego tata. Miał wracać do domu, wychodzą za 10min. Nikt nie może się dowiedzieć gdzie był, ma jechać do domu na około. Współczuję mu.
     -Muszę wracać, Zayn zawieziesz mnie?- Oznajmił wkurzonym, ale też zawiedzionym tonem.
     -Tak spoko.- Odparł, zeszliśmy na dół i ubraliśmy się.
     -Lou zadzwonię albo napiszę wieczorem jak dam radę, w porządku?
     -Jasne.- Odpowiedziałem krótko, pożegnałem się i pobiegłem na autobus. Upewniając się po drodze czy wziąłem swoją torbę uśmiechnąłem się pod nosem. Było świetnie u Zayn'a w domu, nie pamiętam kiedy ostatnio miałem takie kontakty z chłopakiem, ale jakoś rok czasu minął. W końcu nie jestem z tych gorszych, gdyby nie mój charakter to chyba miałbym już setnego chłopaka. Że też muszę być taki zamknięty w sobie... To czasem naprawdę przeszkadza myślę, że Demmy pomoże mi wraz z Harry'm. Teraz tylko podskoczę jeszcze do sklepu kupić dziewczynką coś słodkiego. Czasem w sklepach nawet jestem tak cichy, że sprzedawca mnie nie słyszy, ale na szczęście na moim osiedlu już każdy mnie zna, więc mówię w miarę normalnie.


     Czy ja nigdy nie mogę normalnie spędzić dnia?! Chciałbym stąd uciec. Mam w dupie telewizję, moje teraźniejsze życie. Uciec daleko zabierając tylko jedną osobę. Zacząć zupełnie nowe życie, przecież i tak nie mam rodziny której na mnie zależy. Ciekawe czy mój tata wtedy by żałował tego co zrobił... Co zresztą wciąż robi. Mam na karku siniaki, jestem praktycznie cały poobijany, nikt nawet nie wie bo zawsze każe mi to maskować zanim wyjdę z domu, inaczej znów mnie bije. Czasem mam wrażenie, że robi to  bez powodu. Po prostu wraca z pracy lub z innego miejsca i ja już wiem, że będzie chujowo. Nieraz uciekałem lub oddawałem, ale w końcu stwierdziłem, że to nie miało większego sensu, bo potem było tylko gorzej. Ostatnio pobił mnie kiedy wróciłem z klubu zaraz po pierwszym spotkaniu z Louis'em. Pierdolony skurwysyn, plecy i ramiona bolą mnie do tej pory. To co dzisiaj miało miejsce u "Bad Boy'a" było dla mnie zajebiste. W końcu mogłem oderwać się od codzienności i wiedzieć, że ktoś mnie pokochał, że ktoś zaczął mnie doceniać i szanować.
Jak długo jeszcze mój ojciec nie poniesie jebanej kary za to co mi robi. Ile jeszcze minie zanim ktoś (nie licząc Zayn'a) się o tym dowie nie ode mnie... Nie mogę sobie wyobrazić jakby Greg się zachował, gdyby się dowiedział, że ktoś to wie i chce zgłosić. Chyba by mnie zabił... I to wcale nie są żarty. Najchętniej zrobiłbym wszystko żeby ktoś go w końcu wywalił z tej pracy.
Przechodząc do rzeczy całej akcji, która właśnie teraz ma miejsce. Siedzę w POCIĄGU! I jadę na jakieś przesłuchanie Jess. Po co?! "Żeby jej chłopak był z nią wszędzie, że ją wspiera... BLA BLA BLA" Taką odpowiedź udzielił mi jej ojciec. Czy dorośli naprawdę muszą być tacy... Dziwni. Sam już nie mam słów jakby ich opisać. Powierzchowni, stereotypowi, materialistyczni, pozbawieni wyobraźni... Oh mógłbym wymieniać wieki. W każdym razie na pewno brak im wrażliwości. To do czego nas zmuszają jest żałosne! Prawda czasem mają trochę racji, ale to zdarza się rzadko i tylko w przypadkach, w których sami wiemy, że źle robimy.
-Co zamierzasz zrobić z Louis'em? -zapytał mnie znajomy głos...
-Jak to co?
-No wiesz, przecież wyjechałeś.
-Wracam w poniedziałek wieczorem! Myślisz, że zostanę tam dłużej... Po za tym mam spotkanie z psychologiem- usprawiedliwiałem się sam sobie. To już chyba choroba.
-No naturalnie. Do czego to doszło, żebyś ty chciał wracać, po to by iść do psychologa. Pamiętam jak jeszcze robiłeś wszystko, żeby tylko nie chodzić na jakieś dodatkowe lekcje, zajęcia czy coś. A tu proszę Harry Styles pragnie wrócić specjalnie na spotkanie, dla swojego CHŁOPAKA.
-I co z tego? Masz z tym jakiś problem?!
-Nie, może to ty go masz Styles? Zastanów się trochę. Nie kłócisz się ze mną, tylko z samym sobą.- Co prawda, to prawda. Cholera muszę się ogarnąć.
-Nareszcie dowiedziałem się kim jestem naprawdę. Nie przeszkadza mi to... Louis jest naprawdę niesamowity.
-Wiem Harry wiem... Tak się składa, że czytam ci w myślach.
-Zabawny jesteś. Możesz już iść? Próbuję skupić się nad piosenką.
-Mhmm. Piosenką. I nad pewnym panem Tomli...
-A tylko spróbujesz! Spadaj.
Jeśli naprawdę tego chcę, odchodzi. To tak naprawdę jedyna osoba która mnie wysłuchuje, pociesza i czasem pomaga. Trochę śmieszne, bo wychodzi na to, że nie mam rodziny i przyjaciół. Chyba na to wychodzi, chociaż nie całkiem. Nie ważne. Pociągiem będę jechał całą noc, tak strasznie nie mam na to ochoty, ale pocieszam się jednym. Mam swoją własną kabinę i spokojnie będę mógł pogadać i popisać z Tomem.
     -Harry? Mógłbyś przyjść do mnie na chwilę, znaleźli nas.- Powiedziała zmęczona całym tym dniem Jessica.
     -Jasne Jes, już idę.- Schowałem słuchawki i ruszyłem za nią. Już z daleka grupka dziennikarzy zaczęła biec w naszą stronę potykając się o siebie nawzajem. Ci ludzie chyba naprawdę nie mają co robić. "Pozabijać się za pieniądze" Tak właśnie wygląda chyba praca fotoreportera. Zaczęli nas oślepiać lampami, wszystkim po kolei.
     -Możecie być ciszej?!- Chciałem ich uspokoić, bo to naprawdę przekraczało już wszelkie granice.- Ludzie chcą podróżować w spokoju! To, że my mamy takie życie, nie oznacza, że ich musicie skazywać na to samo!- Wkurwiłem się. To źle, wszyscy się zamknęli, ale ja nie miałem zamiaru. Ktoś musi mnie powstrzymać inaczej naprawdę wybuchnę.
     -Daj spokój- szepnęła mi Jess do ucha ściskając moją dłoń mocniej. Dziennikarze znów rozpoczynali akcję. Już trochę ciszej, ale dalej robili milion zdjęć na sekundę.- Może wejdźmy do mojej, znaczy naszej kabiny?- Szybko się poprawiła i weszliśmy do środka. Reporterzy ustawiwszy się w kolejkę wchodzili do nas po kolei i zadawali praktycznie takie same pytania. "Jest coś o czym nie wiemy o was?" zawsze odpowiadałem tak, ale nigdy nie powiedziałem co. Odpowiadałem tylko "To chyba jasne, że skoro jest coś o czym nie wiecie, to prędko się tego nie dowiecie." I bardzo często odpuszczali sobie wychodząc albo zadając kolejne bezsensowne pytania. "Podoba Ci się studiowanie psychologii? Dlaczego akurat to wybrałeś? Jessica jak przygotowania do filmu? Co mogłabyś powiedzieć o swoich uczuciach, które przeżywasz będąc na planie. Wszystko zajęło chyba dwie godziny. Gdy już wszyscy się rozeszli, ukradkiem wyślizgnąłem się do siebie. Jestem wykończony. Jest naprawdę późno, ale chyba zaryzykuję wysyłając sms'a do Loui'ego. Chyba tym go nie obudzę... "Cześć LouLou, śpisz kochanie? xX" Postawiłem na uczuciowe powitanko. Nie musiałem długo czekać na odpowiedź. "Nie kotku ; * Czekałem aż napiszesz. Czemu tyle Cię nie było? Do czego on Ciebie znowu zmusił hmm?" Ja pierdole, naprawdę go kocham. "Aww ;3 To słodkie. A co do tego gdzie jestem, co robiłem to masakra. Nienawidzę go! Nie znoszę wszystkich z którymi jestem w tym pociągu."
"Jakim pociągu?" Zapytał od razu i napisałem mu wszystko co tutaj się działo przez ostatni czas. A ten dodał jeszcze przy okazji "Hej! Nie mów, że nienawidzisz każdego, bo możliwe, że moja mama siedzi właśnie gdzieś w TYM POCIĄGU. Haha" Od razu poprawił mi się humor. Cholera to świetny chłopak! I do tego TYLKO mój. Cieszę się, że choć trochę dzięki mnie odważył się rozmawiać. To się jeszcze zmieni. Nie wiem czemu, nie mogę się doczekać spotkania z Demmy. Chcę jej już ufać! Chcę, żeby ona zachowała to co chciałbym jej powiedzieć dla siebie. TYLKO.
Powiem jej całą prawdę. WSZYSTKO. Ale nie we wtorek. To może jeszcze poczekać, mam nadzieję, że do tej pory ojciec mnie nie zabiję, a Louis nie zgwałci...

niedziela, 10 marca 2013

Rozdz. 9



     -Daleko jeszcze?- Zapytał mnie zmęczony Lou.
     -Już jesteśmy- odparłem także dysząc. Musieliśmy iść na piechotę do Zayn'a, bo nie zdążyliśmy na autobus. Zajebiście było spacerować przez ponad trzy godziny z Louis'em. Nie mamy aż tylu wspólnych tematów, ale oboje dopełniamy siebie pod każdym stopniem. On uczy mnie, a za chwilę ja jego. Kiedy specjalnie przechodziliśmy polami, żeby nikt mnie nie zobaczył, pokazałem mu zdjęcia na konkurs. Nagle stanął w miejscu, a ja zdziwiony zatrzymałem się zaraz przed nim.
     -Co się stało?- Spytałem od razu.
     -Te miejsce, to jak je ująłeś. Boże Harry jesteś niesamowity.- Powiedział, a ja od razu zawstydzony wymówiłem krótkie, ale szczere, dziękuję.- Harry naprawdę to miejsce jest wręcz magiczne! Tak jakbyś znajdował się w baśni! Jesteś perfekcyjny dla mnie...- To wymamrotał tym razem trochę ciszej jakby bardziej do siebie, ale i tak usłyszałem. Robiło mi się przez to dziwnie w środku. Zazwyczaj jak wyrywałem dziewczyny to nigdy nie czułem tak miłego uczucia.
     -Wiesz Lou? Zaprowadzę Cię tam.
     -Naprawdę?- Zapytał z najśliczniejszym uśmiechem jaki mogłem kiedykolwiek zobaczyć.
     -Tak- powiedziałem i ucałowałem go w polik.- Ale teraz chodź dalej, bo się spóźnimy.- Ruszyłem ciągnąc go za rękę, a ten zrobił swój znaczący odruch zadowolenia. Niektórzy mogliby to odebrać jak rodzaj jakiegoś uniesienia, a inni jako wyładowanie energii. (wiecie co mam na myśli, takie specyficzne ruchy naszego LouLou).
No więc... Właśnie na rozmowach o wszystkim i niczym doszliśmy do domu Zayn'a. Standardowy dzwonek do drzwi rozbudził cały dom, a my we dwoje staliśmy osłupieli przed zamkniętymi drzwiami.
-Tak właściwie? Co ja sobie cholera myślałem!
-Sam nie wiem. Haha myślałeś, że przyjdziesz tu z nim i co? Zwyczajnie powiedz wszystko Malikowi?
-Naprawdę jestem zjebany...
-Jeśli ty to i ja! Spoko jakoś dam rady radę. Przecież nic mu na razie nie musisz mówić. Twój nowy znajomy, a poznaliście się u psychologa.
-No tak, przecież w ten sposób nie skłamie! Dzięki Curly. (tak nazywałem drugą część siebie- Curly nie wiem skąd mi się to wzięło, ale kiedy byłem mały chyba mojej mamie zdarzało się tak gadać.)
     -Hej Lou. Tylko na razie nic nie mów, ja się tym zajmę okey?
     -Wiesz jak mało mówię.- No tak, przecież Lou otworzył się tylko przede mną. Jak poznaliśmy się na plaży, można było pomyśleć, że dopiero co zaczął mówić. Nie zdążyłem odpowiedzieć, a już drzwi otworzył mi Zayn.
     -Cześć stary! Szybciej nie można było?!- Przywitał się poklepując po plecach.
     -Sorry! Nie zdążyłem na autobus... A tak w ogóle, to jest Louis.- Wskazałem na nieśmiałego (zupełnie innego) Lou.
     -Hej Louis. Jestem Zayn.- Wyciągnął rękę do Tomlinson'a a ten skromnie się uśmiechnął i szepnął krótkie cześć.- No dobra to wejdźcie, Harry masz aparat?
     -Tak, tylko została godzina do rozpoczęcia pokazu. Musisz się streścić. I pamiętaj stary bądź mną, wiesz jakim...- Chodziło o prawdziwego mnie, nie takiego jakim byłem na zewnątrz, ale głęboko. Niedostępny dla nikogo. Zayn zna mnie od dzieciństwa, więc wszystko o mnie wie. Ufam mu jak nikomu innemu, ostatnio Louis coraz częściej staję się osobą pośredniczą z Mulatem. Pomijając wszystko miałem niewyżytą ochotę zostać z Lou sam na sam... W DOMU. A teraz będę miał okazję. Nie wiem naprawdę co się ze mną dzieje, ale chciałbym zobaczyć jak ten słodki, skromny i cichy chłopczyk nareszcie zamieni się w mężczyznę, którym powinien być. W napaloną bestię. Moja fantazja mnie przeraża do cholery! Ogarnij dupę Styles!
     -Hej! Chłopie słuchasz mnie?!- Ocknąłem się potrząsając lekko głową. Nie wiem jak, ale musiałem chyba wyjść z siebie bo właśnie siedziałem w pokoju Malika. Czarne łóżko znajdujące się pod ścianą zajmował właśnie on, na ciemno-brązowym krześle przy biurku siedział spokojnie Loui. A ja tkwiłem bez emocjonalnie na jednej z ciemno-fioletowych puf.
     -Tak, tak. Zamyśliłem się. Powiedz jeszcze raz...
     -Kurwa! Ogarnij się i słuchaj. Wychodzę tak? Możesz tu zostać z Louis'em i poczekać na mnie. Jak zwykle czuj się jak u siebie. Nikogo nie będzie więc nie musisz się martwić. Twój ojciec myśli że pojechałeś ze mną do Perrie, za miasto. Będziesz miał chwilę niedoczekanego spokoju. Wracam za 3 godziny. Cześć!- Wszystko to powiedział prawie że na jednym wydechu, szybko pakując plecak, i od razu wyszedł nie czekając na odpowiedź.
     -Więc... Mamy 3 godziny.- Zadziornie się uśmiechnąłem w stronę zdezorientowanego Louis'a.
     -Nawet sobie nie myśl Harry!- Powiedział, trochę się rozluźniając i śmiejąc. Podniosłem się z pufy i podszedłem w jego stronę bardzo wolno, nie spuszczałem z niego wzroku.
     -Nawet nie wiesz co sobie myślę...- Powiedziałem tajemniczo już przestając zwracać uwagę na wszystko poza nim. Za późno na panowanie nad sobą, niestety. Już mnie zahipnotyzował.
     -Harry ja...- Chyba właśnie robiłem z nim to samo co on ze mną. Nachyliłem się nad nim lekko i pocałowałem. Chłopak mnie zaskoczył kiedy przyciągnął mnie bliżej siebie za loki. Mimowolnie moje kąciki ust wzniosły się w górę. Szybko zadziałałem i podniosłem Lou z krzesła łapiąc za jego koszulę, a przy tym przypadkowo rozpiąłem trzy pierwsze guziki...
     -Zayn się chyba nie pogniewa jak skorzystamy z jego łóżka. Jest strasznie wygodne...- Oderwałem się na chwilę, od jego smakowitych ust po to by pokierować jego sylwetkę na ciemną pościel.
     -Nie wierzę Ci- Łoo! Lou chyba właśnie mnie podpuścił. Kurwa chyba zaraz nie wytrzymam i zrobię coś czego przenigdy bym się po sobie nie spodziewał!

Czyżbym właśnie podniecił się na widok chłopca...

     -Przekonasz się...- Znów dokończyłem tajemniczo rzucając go na łóżko, od razu przyległem do niego układając nasze nogi jak najbardziej wygodnie (akurat w ten sposób, że udami mogliśmy ocierać się o nasze członki...
-Tak, tak to tylko zbieg okoliczności wmawiaj sobie Harry...
-Och zamknij się, dobrze? Musiałeś przyleźć w tym momencie?!
-Haha! Jesteś idiotą. Sam tego chciałeś jak zwykle.
-Już nie chcę! Wal się...)
Nienawidziłem go. Wracając do mojego prawdziwego życia, które teraz i tak było jak z bajki. Wiedziałem, że niebieskooki już wie o mojej erekcji. Bo tak samo jak on, ja czułem jego... Niecodzienne uczucie widzieć jak podnieca się mężczyzna, tym bardziej jeśli się go kocha. Chyba nie mogę się tego wypierać. Wiem to i tyle. W jednej chwili moje myśli znów odbiegły od wszystkiego, kiedy poczułem chłodną dłoń na moim podbrzuszu, od razu się spiąłem unosząc biodra lekko ku górze. Przyzwyczajając się do letniego dotyku, znów opuściłem je na byłe miejsce, sam zaczynając wczołgiwać się pod koszulę Louis'a. Chłopak pieszcząc moją gumkę od bokserek powoli się pod nią wsuwał. Cały czas całowaliśmy się i ocieraliśmy swoimi kroczami... Poczułem jak moja erekcja wysuwa się spod bokserek Clavin'a, a Louis powoli zaczyna robić to co zamierzał. Trzęsłem się, a przez brzuch co chwila przelatywały motyle. Poruszał ręką w tą i z powrotem a ja oniemiały po prostu wciąż go całowałem, bo byłem w zbyt dużym uniesieniu aby robić coś więcej.
     -Louis!- Krzyknąłem sam się nie spodziewając tak nagłego dojścia. Za późno go ostrzegłem, bo już biała substancja spływała po moim koledze i dłoni Lou. Spojrzałem mu niepewnie w oczy, czy na pewno tego chciał? Ale on na szczęście się uśmiechnął i spoglądając mi w oczy złożył tak jakby nieśmiertelny pocałunek, na znak tego jak mnie kocha...
Cudowne.
Teraz nasze klatki piersiowe oddychały raz odsuwając się od siebie, a kiedy wciągaliśmy powietrze znów się ze sobą stykały bardzo mocno. Wolałem być nim. A nie z nim. Więc zatrzymałem na chwile powietrze w płucach i odetchnąłem tak, aby nie oderwać się tym razem nawet na sekundę od jego mocno bijącego serca. (Podczas kiedy on wdychał powietrze, ja wydychałem, tym sposobem nasze klatki pozostały ze sobą scalone.)
Tętno powoli się uspokajało. Przestaliśmy nawet się całować. Leżeliśmy bardzo blisko siebie.
Nieziemski Błękit i podmorska zieleń właśnie łączyły się ze sobą, za pomocą odbicia w wodzie. Wszystko dekorował przezroczysty zachód słońca.
Nie wiem co mi się przy nim działo, jakby włączył mi się inny tok myślenia. Lou wyciągnął dłoń w moją stronę i lekko ją rozwinął. Zrobiłem to samo, domyślając się o co mu chodzi. Kiedy się dotykaliśmy czułem niesamowite uczucie wewnątrz. Pomału zbliżaliśmy do siebie ręce aż nadszedł punkt kulminacyjny zetknięcia się opuszków palców... Ciarki przemierzyły moje całe ciało, Lou także drgnął. Nie spuszczaliśmy naszego wzroku z siebie. Ścisnęliśmy nasze dłonie splątując palce.
Uśmiechnąłem się, wywołując uśmiech sto razy piękniejszy u drugiej osoby.
Przysunąłem Tomma jeszcze bliżej mocno go przytulając.
     -Zapamiętam Cię do końca swoich dni...- Szepnąłem.
     -Ja też Harry. Ty będziesz ze mną do końca życia...- Z trudem przełknąłem ślinę, modląc się w tej chwili żeby te słowa stały się prawdą.
     -Życzę sobie, żebyśmy już zawsze byli we dwójkę. Sam na sam, bez nikogo. Żeby nikt nie widział i nie przeszkodził nam w miłości.- Wypowiedziałem to w pewnym sensie sam do siebie, ale Louis zrobił coś czym to potwierdził. Spoważniał. I powoli pokiwał głową.
     -Czy to się spełni Lou?- Spytałem po chwili myśląc, co ja bredziłem z głupim życzeniem. Ale Tomlinson sprawił, że naprawdę zacząłem w nie wierzyć...
     -Harry. Spójrz na mnie i posłuchaj uważnie.- Tak zrobiłem.- To co przed chwilą wypowiedziałeś, spełni się. Przyrzekam.