Pytanie

piątek, 25 października 2013

Rozdz. 22


             "Kiedyś mogłem Cię tulić. Byłem lepszy. Teraz leże w naszej starej ozłoconej wannie i czekam, aż zwolni mi serce. Domyślasz się? Przede mną znajduję się"Desert Eagle" kaliber 9-12,7 mm mm, z prędkością 436 m/s (cóż, jak już się zabijać, to nie na ślepo)... To zwyczajny pistolet naładowany 4 kulkami. Nie pytaj skąd go mam, może opowiem Ci wszystko jak się spotkamy, ale wątpię, żebym chciał do tego wracać. Głupio się czuję, bo wanna jest pusta, nie ma Ciebie, ani nawet kropli wody, co jednak trochę mnie przygnębia. Samotność jest odrażająca tak samo jak odrażający jestem ja... Myśl, że tak mało o Ciebie dbałem jest najgorszą rzeczą na świecie kochanie. Przepraszałem i będę przepraszać jeszcze nie raz, ale tak bardzo chciałbym Cię już dotknąć poczuć. A nie tylko widzieć w snach... Do zobaczenia już wkrótce kochanie. Jutro będzie lepsze. Kocham Cię. Twój John "

     Wybudziłem się w szpitalu, szybko obejrzałem się wokół i zorientowałem, że nic poważnego mi się nie stało.Wychodzi na to, że to było tylko dłuższe osłabienie. W mgnieniu oka przypomniał mi się cały "horror" z windy. Zastanawiało mnie tylko, gdzie jest Harry i ile tutaj leże. Jestem potwornie głodny! Tam w windzie, to była najbardziej niedorzeczna i chyba najgłupsza sytuacja w jakiej kiedykolwiek mógłbym się znaleźć. Zresztą pewnie nie tylko ja czułem się głupio. Przecież to wręcz chore, jak można było tam utknąć, i to jeszcze w XXI wieku. Jezu, jak o tym myślę chce się śmiać i płakać. Co za posrany system... Szkoda gadać, nie wracam do tego. Jedyne na czym zamierzam się teraz skupi, to podniesienie się z łóżka i odszukanie kogokolwiek, ale w szczególności mojego fochniętego pedałka.
Usiadłem wyrywając z siebie zbędną aparaturę nie pozwalającą, na żaden porządny ruch. Wszystko zaczęło się ruszać, pikać i wkurwiać. Więc, co zrobił Louis Tomlinson? No jasne, rozwalił denerwujące go skrzynki... Nie, nie, to nie w moim stylu. Po prostu wcisnąłem czerwony przycisk, a sam odszedłem zostawiając puste łóżko, którym zaraz miała się zająć pielęgniarka, jak sądzę. 
     -Harry, Harry - powtarzałem błądząc po korytarzach i zaglądając do sal w różnych przedziałach. Cholera, musi gdzieś tutaj być. Wychyliłem się zza ostatniej ściany korytarza na 4 piętrze i był tam. Siedział na krześle z głową spuszczoną w dół. Przyglądałem się mu przez chwilę, dopóki mnie nie zauważył, wtedy wstał. Podszedł. Przytulił się mocno i przeprosił. Odsunął się lekko i spoglądając na mnie bez przerwy, mówił, że wcale nie chciał, że żałuję wszystkiego co zaistniało w windzie. Przepraszał, za to, że nie miał pojęcia jak to wszystko może się skończyć, za to jaki głupi był, a także za to, że powinien być bardziej uważny, wyrozumiały i spokojny. Wszystko mówił szybko, a ja ciągle próbowałem go uspokoić. Mówił "Myślałem, że stało Ci się coś poważnego, myślałem, że to przeze mnie. Nie chciałem przepraszam". Chciał już wracać, do naszego perfekcyjnego świata, do własnej przestrzeni, gdzie nikt i nic nie będzie mogło nam przeszkodzić. Trzymając się za ręce, wróciliśmy do sali, zabrałem wszystkie swoje rzeczy, porozumiewając się z pielęgniarką.
     -Chłopcy, policja jest przed szpitalem, to denerwuję pacjentów, ale wszystko rozumiem. Obawiam się bowiem jednego. Wyjrzyjcie przez okno skarby.- tak też zrobiliśmy, lekko odsunąłem firankę odpychając do tyłu. Chyba on nie domyślił się, co może spowodować spólne wyglądanie przez okno. Ogromna grupa dziennikarzy stała przed wejściem. Pełno fleszy, krzyku. Czyżbyśmy mieli się tego już nigdy nie pozbyć?
     -Harry, co teraz zrobimy?
     -Nie mam pojęcia Lou...- opadł na łóżko, które dopiero co pościeliła pielęgniarka. Znów się załamał i całkowicie położył głowę na białej pierzynie. - Cholera jasna! Nie mam pojęcia co robić!
     -A nie możemy...
     -Czekaj Louis, myślę nad czymś - gwałtownie mi przerwał.- Jedynym ratunkiem jest wyjść innym wyjściem... Albo wylecieć! Tak tylko, że zorganizowanie helikoptera nie byłoby proste, przecież o każdym moim telefonie do (jednych z ważniejszych) ludzi, zaraz dowiaduję się ojciec i cała reszta. Zayn sam tego nie załatwi, co nie zmienia faktu, że to nasze jedyne wyjście. Masz jakiś pomysł, co dalej?
     -Może moglibyśmy zabrać się helikopterem ratowniczym?- tylko bezmyślnie rzuciłem wykrzywiając twarz.- Chociaż to chyba nie wypali, prawda?- zwróciłem się do pielęgniarki stojącej w drzwiach.
     -Z tego względu, że mój syn też jest homoseksualistą i ze względu na to, że wiem jak wam trudno. Postaram się pomóc. Jak się orientuję, lekarz Reampell razem z pacjentem w ciężkim stanie mają niedługo lecieć do jakiegoś małego miasteczka, tam mają najlepszego chirurga itp. Dokładnie nie wiem dokąd, ale lekarz wspominał coś o ogrodzie botanicznym, mówił, że kiedyś już tam był, że dzieją się w nim dziwne rzeczy. Mniejsza o to, to nie jest najważniejsze...

*dwie godziny później*

       Po spakowaniu się i wcieleniu naszego planu "w życie" podążaliśmy i robiliśmy wszystko co kazała nam robić zaufana pani Deblinson, a konkretnie wdrapaliśmy się na dach, bocznymi wejściami, Alice przekazała informacje lekarzowi Reampell'owi, że chcemy się przedostać jak najdalej stąd i prosimy o to. Akcja musiała być sprawna i cicha. Utknęliśmy na ponurym dachu czekając na rozwój akcji.
     -Loui? Nie wydaje Ci się, że mówiąc o "dziwnym ogrodzie" mówiła o naszym ogrodzie?
     -Mhmm - mruknąłem skupiony na zabawie malutkim kamyczkiem. Chciałem się już znaleźć, w naszym ogrodzie i przeczytać ostatnią kartkę z pamiętnika znalezionego dawniej w pociągu. Ta historia tak mnie przejęła, że nie mogłem chociaż na chwilę się od niej oderwać. Nie chciałem mówić o tym znowu Harry'emu, bo rozumiem go, że ma dosyć tego ile o tym mówię. Codziennie muszę wspomnieć o Franku i Johnym chociaż raz.
Przechytrzył mnie. Jak zwykle.
     -Znowu o nich myślisz, prawda? Przestań w końcu martwić się tym co wydarzyło się parę lat temu i już nie wróci. Pomyśl, że są teraz razem. Szczęśliwi, jak my za parę godzin skarbie.
Zrobiło mi się ciepło na sercu, lekko się uśmiechnąłem i łapiąc go za policzek głęboko pocałowałem. Kocham go jak nikogo innego, zrobiłbym dla niego wszystko. Tylko czemu zawsze droga do szczęścia musi być tak długa...
     -Harry, jeśli wrócimy do domu. Przeczytasz mi ostatni wpis, a potem niezależnie co się stanie przytulisz mnie tak mocno jak nigdy w życiu.
     -Lou? Jesteś najważniejszą osobą w moim życiu, zrobię co zechcesz. Nie, jeśli wrócimy do domu, tylko kiedy już to się stanie, czyli za niecałe dwie godziny. Wszystko będzie po staremu. Znowu będziemy odwiedzać magiczna altanę.- Oboje wybuchnęliśmy śmiechem.
     -Ta, chciałoby się. Myślisz, że to ty codziennie będziesz górą? To się okaże. Poćwiczymy trochę boks i zobaczysz co to jest prawdziwa siła!
     -Chyba jogę!- Znowu parsknęliśmy śmiechem. Oparłem się o jego ramię i z niecierpliwością czekaliśmy na znak od lekarza, który miał pojawić się za parę minut.
____
I znowu, nie jestem z tego zadowolona. To chyba koniec z "karierą" amatorskiej blogerki haha. To jeden z ostatnich rozdziałów, albo już ostatni to zależy od was. Jeśli dobiję pod tym postem do 20 komentarzy wstawię jeszcze parę rozdziałów, jeśli nie zostanie mi tylko epilog. Mimo wszystko i tak nie zwalania mnie nic od przeprosin. Ponad miesiąc, robi wrażenie. Nie chciałam zawieszać bloga, a chyba i tak na to wyszło. Przepraszam  : ) A tak btw. "Story of my life" jest chyba jedną z najlepszych piosenek jakie słyszałam. Towarzyszyła mi przy pisaniu hah.
Dziękuję! I do następnego. <3

niedziela, 15 września 2013

Rozdz. 21


                                                            *FLASH*
*FLASH*              
                             *FLASH*                                                                         *FLASH*                                
                                                                           *FLASH*
                                                                                                                                      *FLASH*
              *FLASH*                              *FLASH*
                                                                                              *FLASH* 

Czułem się otoczony, z każdej strony widziałem tylko białe oślepiające światła mimo to, że ledwo co wzeszło słońce i było jasno... Nie wiedziałem co robić, szybko wyrwałem się z ramion Harry'ego i stanąłem w rozciągniętym swetrze przed paparazzi. Styles ocknął się po chwili i tak samo jak ja zszokowany, wstał i pociągnął mnie za sweter krzycząc, żeby oni dali mu spokój...
     -Ja pierdole! Nie macie co robić?! Spierdalać stąd! Nawet nie jestem sławny, więc do chuja o co wam chodzi.-darł się zdezorientowany i okropnie wkurzony.
Oni jednak nie dawali za wygraną i zaczęli wypytywać kim jestem. Włożyłem na siebie kaptur powtarzając ruchy chłopaka w nieogarniętych i pełnych piasku lokach. Spojrzał na mnie krótko, skręcił w prawo gdzie stał hotel "Pankay" i od razu wszedł do środka zostawiając za sobą, "stertę" natrętnych dziennikarzy. Byłem w szoku, ilu ludzi robi zamieszanie z powodu jednej (w dodatku nie aż tak znanej z czegoś konkretnego) osoby.Naprawdę skończyły się tematy? Nie mają kogo gonićtylko jakiegoś Harry'ego Styles'a.Oglądałem się wokół bo o wilku mowa, mojego wilka właśnie zgubiłem. Uważając na dobijające flesze stanąłem obok windy sygnalizując recepcjonistę, że zaraz coś zarezerwuje z Harry'm, gdy tylko jego znajdę. Założę się, że trochę tutaj posiedzimy lub wyjdziemy tyłem... Drzwi do windy się otworzyły i automatycznie ktoś wciągnął mnie do środka. Co więcej ten KTOŚ to był Harry i był be koszulki!
     -Co ty robisz?- zdziwiony oparłem się o lustro.
     -Zamknij się Lou. po prostu nie chciałem żeby poznali mój sweter kiedy wyciągnąłem po Ciebie rękę. Cholera.- dodał i się uciszył, osunął się w dół z takim impetem, że winda zadrżała i stanęła.- Kurwa mać!
     -Spokojnie Hazz. Wszystko ok. Zaraz ruszy...
     -Nie będę spokojny, wiedziałem, że nie było dobrym pomysłem jak zachciało Ci się mnie wciągać do tej wody.
     -Aha. Czyli twierdzisz, że to moja wina?
     -A niby kogo, moja?!- westchnąłem. Postanowiłem się uspokoić. był wkurzony rozumiem to, nie dziwie się, ale nie musiał wszystkiego zrzucać na mnie.
     -Stało się i tyle.- Rzuciłem i przyglądałem się w lustrze czerwonej barwie światła awaryjnego.
     -Cholera Louis! Nie "stało się i tyle" tylko, kurwa mać miałem uważać a zasnąłem na tej gównianej plaży. Do tego, to przez twoją jebaną chęć do zabawy, jak jakieś dziecko!
     -Nazywasz mnie dzieckiem?! Nazywasz mnie dzieckiem, kiedy to nie ja boję się przyznać, że prowadzę chore życie poza mediami. Pierdol ich co będzie to będzie.
     -To nie takie proste!- Podniósł się i stanął prosto przed moją twarzą.- Myślisz, że tak po prostu wszystkim powiem i się odwalą?! NIE!- prawie podskoczyłem kiedy się tak wydarł.- Mój ojciec mnie zabiję, tym bardziej jak dowie się, że jestem pedałem!- Złapał mnie za kołnierz i przybił mocno do lustra.- Nie chcę jeszcze dołączać do mojej matki nie rozumiesz?!- zamilkł i po chwili rozerwało go od środka, zsuwając się na ziemie zaczął płakać. -Nienawidzę tego popierdolonego dupka, tyle bił mamę a ona się dawała, tylko żeby mnie obronić. To straszne, nie wiesz jak to jest! - kucnąłem przed nim odgarniając kosmyk mokrych włosów przez duszność w windzie. Nie doczekałem się jednak miłej odpowiedzi, natychmiast wstał odpychając mnie od siebie. Dziwnie się zachowywał.


     *W tym samym czasie, w stanie Kalifornia.*


     -Stanowisko zwolenników równouprawnienia mniejszości seksualnych opiera się na założeniu, że każdy człowiek ma prawo do miłości, jak też do samodzielnego wyboru obiektu miłości. Ustanawiana przez państwo instytucja małżeństwa nie powinna być ograniczana przez wpływy ideologiczno-religijne, lecz musi uwzględniać potrzeby wszystkich obywateli – również mających odmienne poglądy i potrzeby, dlatego jako najludniejszy stan USA, Kalifornia po rozpatrzeniu wszystkich za i przeciw postanowiliśmy, aby związki i małżeństwa homoseksualne stały się czysto-legalne. - Tak zapoczątkowano równość i tolerancję w stanie Kalifornia. Odtąd pary homoseksualistów mogą bez ogródek poruszać się po ulicach miast i swobodnie uczestniczyć w całym życiu społecznym.


**
...-Co nie zmienia faktu, że to wciąż twoja wina.- Dlaczego ku*wa, (że się tak wyrażę) on obwinia za to mnie, nie kazałem zasypiać na plaży, mogliśmy iść do mnie albo nawet do Malika. Było zimno, przytulałem go zmęczony i zasnął, ja zaraz po nim. Zamyśliłem się siedząc oparty o ścianę. Ciekawe czy szybko się pogodzimy. I do cholery ciekawe, ile jeszcze przesiedzimy w windzie. Było cicho. Siedział z jednej strony, ja z drugiej. Specjalnie omijając siebie wzrokiem, czekaliśmy aż ruszymy z miejsca. Coraz większe zmęczenie spowodowane brakiem tlenu doskwierało nam i byliśmy tym samym wkurzeni jeszcze mocniej. Ile można to gówno naprawiać. Minęło już około 30 min, a ten stary portier wciąż nie wie co robić. Bo "dzwonienie na policje jest zbędne poradzę sobie" jasne od razu...
     -Lou...- kaszlnął Harry.- Zdejmij koszulkę.- Łoo-o co to ma być. Darmowe porno w windzie?! Nie mam mowy, tym bardziej teraz! Co on sobie myśli, że może mnie sobie pieprzyć kiedy tylko zechce?
     -Co ty gadasz?- Nie chciałem krzyczeć oszczędzaliśmy przecież tlen.
     -Pocisz się, zabierając więcej powietrza. Taki jesteś dobry w nauce, a tego nie wiesz...- Znów zakaszlał, a ja poradziłem mu już się nie odzywać. Tak też zrobił, zsunął się na podłogę i oparł swoje nogi na moich. Zdjąłem sweterek i rzuciłem go w kąt. Oparłem się i zmrużyłem oczy. Oboje robiliśmy wszystko żeby nie zasnąć.
W pewnym momencie Harry podniósł się ledwo co na nogi podszedł do mnie i także nakazał mi wstać. Uniosłem jedną brew ku górze, ale w końcu wywracając oczyma mozolnie się podniosłem. Spoglądaliśmy na siebie chwilę piorunującym wzrokiem, nie wiedziałem co robić i o co mu chodzi. Jego oczy stały się właśnie definicją tajemniczości i zachwycenia zmieszanego z irytacją. Chwycił mnie za ramię i docisnął tak mocno, że musiałem klęknąć. Patrzył zdradziecko i powiedział:
     -Masz teraz najlepszą okazje na przeprosiny.- Co do cholery, nie będę mu obciągał w windzie...- Rozepnij i ssij na co jeszcze czekasz?!- podniósł głos dławiąc się brakiem tchu. Złapał mnie za włosy i przysunął do swoich spodni, zaparłem się o jego kolana dłońmi odsuwając twarz od guzika.
     -Harry, przepra...
     -Przestań! Powiedziałem tobie, jest tylko jeden sposób na przeprosiny.- zerknął popędliwie na swoje krocze. Musiałem głęboko westchnąć, ale nawet nie dawał mi do myślenia, po prostu w chwili nieuwagi pociągnął mnie za włosy, mocno pocałował i odparł "teraz rób swoje". Znów znajdowałem się przy rozsuniętym rozporki, powoli rozpiąłem guzik jeansów, które lekko opadły z jego wyrzeźbionych bioder. Wsunąłem się palcami za gumkę czarnych bokserek dochodząc do jego napiętego kutasa*1. Co za aspołeczny dupek! Jak on może to robić... Wepchnął mi drugą dłoń do majtek i pomógł mi zdjąć je z niego. Chwycił się za pośladki i odchylił do tyłu czując mój ciepły oddech na jego koledze. Jęknął wypychając biodra w przód, jego szanowny "przyjaciel" obił mi się o usta. Powoli złapałem go w dłoń, ale Styles się nie dawał, przytrzymał moją głowę abym nie mógł się odepchnąć szarmancko mówiąc "Na co czekasz, dobrze wiem, że tego chcesz zawsze byłeś taki groźny skarbie" Dobra chuj mu w dupę (tylko mój oczywiście). Wziąłem go do ust pieszczotliwie okrążając językiem wokół niego, niewyżyty ciągle wypychał biodra coraz bardziej przybliżając mnie do ściany, aż w końcu w nią uderzyłem sycząc z bólu, (co gorsza) jemu się to chyba spodobało bo oblizał usta i mocniej popychał swoje biodra w przód, zaciągając moje ręce na jego pośladki. Cholera, były kurewsko idealne. Dusił mnie swoim prąciem, co chwila kaszlałem, ale jego to nie obchodziło. Miał ochotę na gwałt, na coś kontrowersyjnego, a ja mu to dałem i to jeszcze tutaj. Szlag! Doszedł w mojej buzi, a był tak głęboko, że nawet nie poczułem smaku jasnego płynu... Przypadkiem przygryzłem jego nabrzmiałego penisa, wtedy syknął i odsunął się, minę to miał jakby chciał krzyknąć "Nie tak ostro", nałożył z powrotem spodnie i osunął się na ziemie. 
     -Można powiedzieć, że przeprosiny zostały przyjęte, może się o mnie oprzeć nawet, jeśli chcesz.
     -Mmm... Cóż za cholerny dżentelmen się z ciebie nagle zrobił- nie odezwałem się więcej, tylko usiadłem po drugiej stronie ściany, tam gdzie wcześniej, za to on przybłąkał się obok mnie i położył na moim brzuchu. Westchnąłem, a on tylko poklepał mnie niezdarnie po nodze sugerując, że mówi "tak, ja ciebie też". 
 Po paru minutach bezczynnego leżenia i trudnych głębokich oddechów, Harry niespodziewanie się zerwał:
     -Kurwa! Gdzie ten gościu, na serio ile można tutaj siedzieć! Zaraz sam rozpierdolę tą windę i doskonale sobie poradzę z wyjściem z niej. Mogliśmy sami zadzwonić po policję pół godziny wcześniej... - Kiedy on prawił sobie morały, zamiast brać się do roboty, to ja już słyszałem głos policjanta w telefonie. Zgłosiłem to co się stało, dopóki on się nie rozłączył mówiłem wszystko czego chciał, wtedy upadłem na ziemie mdlejąc...

___
*1 Sorry tak mi pasowało zresztą myślę, że wam to nie przeszkadza prawda? ;d

+Mam teraz trudny okres, ważne sprawy (wiążące się z tymi w cholerę trudnymi) i serio bardzo chcę znajdować czas na rozdziały, ale czasem mimo chęci nie wychodzi. Nie mam nastroju lub tym podobne. Robię co mogę, jak tylko mam chwilę wolnego siadam i piszę więc błagam wybaczcie. Może wraz z nowym rokiem będzie lepiej (bo tak, zgadza się, chcę zacząć kolejne opowiadanie.) Tyle, że tego chcieć musicie wy też :) Inaczej będę pisała, bo z tym nie skończę, ale dla samej siebie.

piątek, 16 sierpnia 2013

Rozdz. 20



"Kiedy do mnie wrócisz kochany, niedługo będzie czas na to żebym to ja przyszedł do Ciebie, wtedy dopiero będę czuł, że żyję... Chciałbym tylko żebyś powiedział gdzie dokładnie jesteś i co mam zrobić żeby się do Ciebie dostać. Nie ważne czy to boli, nic nie będzie gorsze od bólu, który odczuwam nie widząc twojego uśmiechu nie słysząc miłych słów wychodzących z twoich ponętnych ust... Tęsknie za Tobą, twoimi oczami, zachowaniem. CHCĘ DO CHOLERY ŻEBYŚ TU BYŁ. Piszę kolejny list w pamiętniku i płacze, dlatego przepraszam za możliwość zmarszczonego papieru od łez. Tym sposobem dam Ci przynajmniej jakąś część mnie, prawda? Choć i tak cały dawno oddałem się Tobie. Jesteśmy nieśmiertelni twój John.
     PS. Nie byłem w stanie pisać dziś jak się tu znaleźliśmy bo wspomnienia ostatnio stają się pewną odmianą koszmaru. Przepraszam, kocham Cię."

*
           Gdy dotarliśmy na plaże była 17:00. Harry patrzył na mnie tym swoim zakręconym wzrokiem i przyciągnął do siebie, żeby pocałować. Bycie z nim było najlepszymi chwilami życia. To co przeżywałem ostatnio z pewnością już będę pamiętał do końca, obym miał z kim wymieniać się tymi wspomnieniami. Mam nadzieję, że ja z Harry'm będziemy już razem na zawszę... "Póki śmierć nas nie rozłączy" albo i dłużej. Wszystkie możliwe uczucia przepełniały moje serce kiedy mnie dotykał, całował lub kiedy tylko na mnie patrzył łapały mnie skurcze brzucha. Za każdym razem jak dotykałem jego ust, rąk czułem jakbym przenosił się w inny wymiar. Perfekcja, wręcz abstrakcyjność unosiły moje ciało coraz wyżej i nie myślały nawet o tym by choć na chwilę zwolnić tępo i skłonić je do upadku. Przez to wznosiłem się tak wysoko, że nie dostrzegałem nic innego jak ciepło drugiej osoby. Znikał calutki świat, słowa odgłosy jakbym zatrzymał się w czasie. Powtarzałem to sobie milion razy, ale nigdy nie przestanę czuć tego, zawszę będę mówił w ten sposób, bo naprawdę nie jestem w stanie opisać tego innymi słowami. Chciałbym, żeby wszyscy mogli czuć się choć sekundę tak jak ja czuję się z nim i jak on ze mną. Istotą rzeczy było to jaki idealny jest nasz związek, nie wyobrażam sobie bez niego życia. Jakbym nie myślał o nim, to moja głowa byłaby chyba pustym miejscem, w którym brakowałoby tylko przestarzałych krzaków przefruwających przez nią...
     -Lou..- Szepnął Harry jak leżałem na jego brzuchu na wilgotnym piasku.- Nad czym tak myślisz? -zapytał opierając się na łokciach.
     -About us and you?
     -They don't know about us.
     -Kocham tą piosenkę Hazz- odchyliłem głowę w tył i uśmiechnąłem się.
     -Chciałbym żeby w końcu skończyło się to wszystko. Powiedzieć ojcu o tym jebniętym "związku" z Jess. Nawet nie wiesz jak to jest... Ona ma swoje życie, a ja mam swoje. To ładna dziewczyna, zresztą lubimy siebie nawzajem, ale cholera kompletnie się nie nadajemy do bycia parą. Tym bardziej, że sam widzisz jak wygląda sytuacja, a ona musi potajemnie spotykać się ze swoim chłopakiem, którego kocha naprawdę. Chyba ma na imię Max? Czy coś takiego, nie pamiętam. Kiedyś go spotkałem w barze, ale może kompletnie mylą mi się imiona. Chodzi o fakt, jakie to życie jest popieprzone, zgadzasz się?
     -Tak, nie wiem jak Cię pocieszyć, ale wszystko się ułoży nigdy nie znajdowałem się i nie chciałbym się znaleźć w takiej sytuacji jak twoja. Gdybyś był mną, z pewnością poradziłbyś sobie jednak z problemami jakie miałem w szkole. Pedał, ciota, pośmiewisko całego collegu. To było coś okropnego, dlatego siedziałem zamknięty w sobie rysując i zdobywając dobre oceny...
     -Zaraz zaraz.. Nie mówiłeś nic o malowaniu.- Ocknął się Harry i usiadł naprzeciwko mnie. Zarzucił nogi i podparł się łokciami o moje. Spojrzał się i oczekiwał długiej historii.
     -To tylko bazgroły, jak będziemy u mnie w domu to Ci pokaże i wtedy opowiem, zgoda?- pokiwał głową i popatrzył w ciemne już niebo na którym widniały pierwsze gwiazdy. - Nie powinniśmy już się zbierać?
     -Zostańmy jeszcze trochę. Zimno Ci?- spytał zdejmując swój sweter.
     -Nie nie... Załóż to z powrotem, jesteś po wypadku, wystarczy mi twoja obecność. Daj mi się do siebie wtulić..- szepnąłem i położyliśmy się blisko siebie.
     -Lou! Spójrz, spadająca gwiazda! - nigdy nie przeczuwałem, że moje wszystkie marzenia się spełniły i właściwie nie mam czego sobie życzyć. Ja tylko obróciłem głowę w strone chłopaka i pocałowałem go. Po chwili odetchnęliśmy i zaczął mówić.
     -Wiesz co sobie zażyczyłem?
     -Nie mów bo się nie spełni.- odparłem i szybko zasłoniłem mu buzie.
     -Haha, przestań Tobie mogę powiedzieć, to wręcz wskazane. Jeśli druga połowa mnie nie będzie wiedziała żadne życzenie się nie spełni do końca.Poprosiłem o to, żebyśmy byli wolni, żeby wszytko jak najszybciej się skończyło i to dobrze.
     -Okej, okej takie gadanie, próbujesz mi tylko zaimponować idioto.- Roześmiałem się i wstałem łapiąc za jego nogi.
     -Hahaha! Nie, nie! Stój woda jest zimna! Sam powiedziałeś, że będę chory...- Wyrywał się kiedy ciągnąłem go w strone morza i krzyczałem
     -Radzę Ci tylko zdjąć ten sweter! Będziesz mokry.. Hahaha.
     -Przegiąłeś stary, jak tylko mnie puścisz już nie żyjesz! -Śmialiśmy się oboje, ale nazwał mnie starym, doigrał się. Woda była ciepła, zazwyczaj tak jest. Podtapialiśmy się wzajemnie i kiedy kolejny raz miałem zanurzyć jego loki w wodzie wziął mnie na barana i zaczął biec w głąb morza...
     -To jak Lou, mam nadzieję, że umiesz pływać...- krzyczał i śmiał się. Teraz czas na odpłatę. Zacząłem udawać, że się topie.
     -Harry! Nie umiem pływać.- Zachłysnąłem się specjalnie wodą i na chwilę zszedłem pod nakrywające nas co jakiś czas nie duże fale. Z podwody słyszałem krzyki Harry'ego i nagle zobaczyłem go przed sobą, włosy rozpływały się w każdą możliwą stronę, złowrogo pokazałem zęby by dać mu znak, że to był zwyczajny blef. Szeroko otwarł oczy i zaczął się śmiać wypuszczając całe powietrze z płuc. Wynurzyliśmy się na chwilę by nabrać powietrza i wróciliśmy pod skorupę wodną.
Chwyciłem jego ramiona przybliżając go do siebie i w końcu się pocałowaliśmy. Zimne słodkie usta bawiły się z ciepłą słoną wodą tworząc symfonie smaków. Pocałunek w deszczu był niezły, ale w porównaniu do tego? CUDO.

W końcu wynurzyliśmy się z wody i dotarliśmy do brzegu, zmęczeni i oziębli pozakładaliśmy swoje ubrania i kładąc się na plaży wtuleni w siebie nie planowanie usnęliśmy nie zdając sobie sprawy co czeka nas z samego rana...

___
Nie wiem czy zauważyłyście, ale Jess i Max to trochę odwzorowanie według mnie historii Maxa Elenour i Louis'a (w tym przypadku Harry'ego) Miejmy do niej trochę szacunku, to zwyczajna dziewczyna, może korzysta z przymuszonego życia Lou, ale my też nie wiemy wszystkiego. Możemy się tylko domyślać, racja?
Staram się szybciej pisać rozdziały i jestem pewna, że w raz z rokiem szkolnym będę je dodawała regularnie.
LOV YA ! <3 Muszę się pochwalić. Mam bilety na TIU i to jeszcze na środku z całą ekipą : ))

niedziela, 4 sierpnia 2013

Rozdz. 19



          Odetchnęliśmy oboje leżąc na łóżku dwie godziny, z nim czas leci mi tak szybko, że przestaje zwracać uwagę czy powinienem coś zjeść czy nie. Ale w końcu kiedy dochodziła piętnasta jego mama zawołała nas na dół, na obiad. Ospale uniosłem powieki zerkając na rozbudzonego, wpatrzonego we mnie Louis'a. Uśmiechnąłem się lekko i ucałowałem.
     -Idziesz?- wstałem z łóżka wyciągając ku niemu dłoń. Westchnął i podał mi swoją, od razu przyciągnąłem go do siebie a ten zaczął znów tajemniczo patrzeć.
     -Jesteś piękny- odparł kiedy coraz bardziej dobijał mnie jego cudny wzrok. Zachichotałem i dźgnąłem go palcami w biodra. Wygiął się a ja korzystając z okazji zanurzyłem się w jego uchylonych z zaskoczenia ustach.
     -Też się ciesze.
     -Ooo to tak chcesz się bawić?
     -A jak myślisz?- złapałem go za dupę i popchnąłem do drzwi.
     -Haha, spadaj!
     -Ja Ciebie też.
Uśmiechnął się i zamknął mi drzwi przed nosem. "Osz ty!" Krzyknąłem jak słyszałem jego kroki na schodach, zdążyłem się ogarnąć i zszedłem na dół już jak normalne dziecko.. Przypomniałem sobie o rozwalonej głowie, automatycznie złapałem się barierki i zachwiałem myśląc o obrzydliwej ranie i bólu.
     -Harry? Idziesz?- zawołała mama Tomlinson.
Doczołgałem się do kuchni i usiadłem przy stole. Starałem się zachowywać normalnie, śmiać się rozbawiać dziewczynki rozmawialiśmy z mamą Louis'a o nas, ale nie wytrzymywałem tak strasznie zżerał mnie wstyd i do tego przeszkadzał mi w racjonalnym myśleniu ból pieprzonej głowy. Jednak to i tak nie przeszkadzało mi w oglądaniu zarumienionego LouLou, kiedy jego mama mówiła, co on gadał o mnie jak się poznaliśmy.
     -Już po waszym pierwszym spotkaniu, o ile dobrze pamiętam wpadliście na siebie u waszej psycholog?
     -Tak jest proszę pani.- odparłem.
     -Kiedy mój kochaniutki homoś wrócił do domu...
     -MAMO! - darł się Louis, a ja wciąż się śmiałem.
     -Cicho, ja tu opowiadam ten twój Styles musi wiedzieć, że to co do niego czujesz jest prawdziwe, prawda Harry?
     -Jak najbardziej. Muszę mieć pewność jak bardzo mnie kochasz skarbie.- powiedziałem zbyt słodko i puściłem chłopakowi buziaka, a dziewczynki tak jakby wiedziały o co chodzi, zaczęły się śmiać.
     -Tak więc, wrócił do domu i zaczął "Mamo! Byłem u psychologa i pierwsze co to wpadłem na jakiegoś nieziemskiego chłopaka w lokach"- uśmiechnięty słuchałem dalej- potem kiedy okazało się, że zamieniliście się torbami, on starał się pozostać obojętny, bo myślał a co ma liczyć na cud, że kolejny który mu się podoba pewnie nie byłby homo. Ale ja mu zawsze powtarzam. NIE SPRÓBUJESZ NIE POCZUJESZ. Prawda kochanie? - Zwróciła się do swojego syna, a ten siedział tylko z ziemniakiem nabitym na widelca, cały czerwony na policzkach i skromnie pokiwał głową, po czym prosił żeby skończyła już gadać.
      -Hahaha pani Tomlinson, myślę że faktycznie jest dość zawstydzony, ale równocześnie dziękuję nigdy wcześniej go takiego nie widziałem... Haha, chodź tu Lou.- Powiedziałem i potargałem włosy niebieskookiego siedzącego obok mnie.
     -No to teraz czas na Ciebie panie Styles, co czujesz do mojego słodkiego chłopaczka?
     -Gkhmm.. - odkaszlnął Louis od razu wstając od stołu.- Chodź Harry musimy iść prawda? - Zjechał mnie wzrokiem i pociągnął za sobą.
     -Dobrze dzieci, dokończymy to później! A gdzie się wybieracie?
     -Odwiedzić naszą starą dobrą panią psycholog dzięki, której się poznaliśmy.- Odpowiedziałem wiążąc buty.
     -To idealny pomysł! - krzyknęła z kuchni, powiedzieliśmy grzecznie do widzenia i wyszliśmy trzymając się za brzuchy ze śmiechu...
     -Twoja mama jest genialna!- Powiedziałem już nieco bardziej uspokojony przypominając sobie ból głowy.
     -Bez szału, potrafi zrobić niezłe jaja... Zresztą sam słyszałeś.- Chłopak złapał mnie za rękę i zwolnił trochę. - Wolniej Hazz, nie będę Cię zbierał z podłogi jak zemdlejesz przez ból głowy.
     -Skąd wiedziałeś?- zdziwiłem się.
     -Nie trudno się domyślić, jesteś od razu po wypadku, poza tym myślisz, że Cię nie znam? Widać było od razu jak zszedłeś na dół, ale nie chciałem nic mówić przy mamie, bo zaczęła by robić za pielęgniarkę z pierwszego zdarzenia.- Znowu sie do siebie uśmiechnęliśmy i udaliśmy się do Demmy. Jak sobie przypomnę ile wizyt ominąłem, albo ile razy musiała mieć jazdy z moim tatą to od razu jej współczuje, ale też sobie. Generalnie to współczuje każdemu kto miał z nim jakąkolwiek styczność, ten koleś ma nasrane to mało powiedziane. Powinien się leczyć i to nie u zwyczajnej psycholog tylko conajmniej u psychiatry.
Doszliśmy spokojnie do domu, w którym mieszkała Demma. Zapukaliśmy i nie minęła chyba nawet sekunda nim otworzyła drzwi. Na nasz widok szczena opadła jej na ziemie, a oczy wyszły.
     -Żartujecie sobie?! Louis Tomlinson ten cichutki chłopaczek i Harry Styles, który rzucał u mnie książkami o homoseksualności u mnie przed domem?! Razem?! Trzymając się za ręcę?! - Roześmiała się i wpuściła nas do domu, po chwili zaczynając na poważnie. - No dobra a teraz chłopaki, co się tutaj wyrabia? Weszliście w jakiś zakład? Nie róbcie tego co wam każą, nigdy nawet jeśli to ma być za dużą kasę.- Razem z Lou spojrzeliśmy na siebie podejrzanie i w ciągu ułamku sekundy wybuchnęliśmy śmiechem.
     -Jesteśmy razem. - powiedziałem z powagą lecz i tak nie uwierzyła, tym razem musiał interweniować ten "cichutki Lou"
     -My naprawdę jesteśmy razem. On jest moim chłopakiem, a ja jego. Mogę to udowodnić, ale nie za bardzo wiem czy chciałaby pani widzieć siniaki na mojej dupie..- Wybuchnęliśmy śmiechem oboje, a ona tylko stała i spoglądała na Tomlinson'a z niedowierzaniem.
     -Chyba ostatnio zbyt dużo siedziałam z ludźmi po czterdziestce. Nie mogę w to uwierzyć, to takie cudowne, nawet nie wiecie jak bardzo się cieszę, oczywiście zanim to do mnie całkowicie dojdzie minie trochę czasu, ale chodźcie usiądźcie.- Demm zrobiła się dla nas nie wiadomo odkąd dobrą znajomą, jedną z niewielu wiedzących o naszym wspólnym istnieniu.-Nie bezpodstawnie mówi się jednak, że osoby, które poznajemy przypadkiem zazwyczaj robią najwięcej zamieszania w naszym życiu. Tacy jesteście dla siebie wy. NIEOBLICZALNI. W życiu nie przeszłoby mi przez myśl, że możecie się co najmniej polubić, a tym bardziej pokochać, ale widocznie... Nie, nie powiem tego. Jeszcze nie teraz, przyjdziecie do mnie na koniec po prostu kiedy będziecie uważali, że to teraz ma być koniec naszych 'spotkań' i dam wam coś w prezencie. Konkretnie książkę. Ale niestety teraz musze was wygonić, mam za chwile kolejną wizytę. A własnie jeszcze coś, Harry twój tata nie daje mi spokoju, dobrze, że już wie gdzie jesteś.- Spojrzałem się na nią, tak że wiedziała o co chodzi.
-Dlaczego mu nie mówiłeś, że wróciłeś?
     -Bo wyjeżdżamy jutro, albo po jutrze nie chcę żeby mnie zatrzymał albo kazał mi znów robić coś czego nie chcę. Zresztą sama wiesz co mam na myśli, a jeśli Cię nachodzi z pytaniami gdzie jestem, że na pewno coś wiesz i w ogóle to mów mi, wtedy coś wymyśle. Weź mój numer i dzwoń, mam nadzieję, że mogę Ci zaufać jak sama kiedyś mówiłaś "Tak naprawdę czyjeś zaufanie można zdobyć tylko raz, jeśli je masz i stracisz już nigdy nie będzie jak dawniej. Człowiek zdolny jest wybaczyć wiele, ale wszystkiego nie zapomni."
     -Strasznie się ciesze, że pamiętasz moje słowa haha.
     -Właśnie, też mnie to zdziwiło..- odpowiedział na śmiech śmiechem Demmie podczas gdy ja spoglądałem na nich marszcząc czoło.
-Bardzo zabawne...
-Popieram ich!
-Och zamknij się myślałem, że jesteś ze mną!
-Chciałoby się jesteś tak głupi, że szkoda gadać.
-To skończ. Dziękuję..
     -Dobra dobra, wiem pamiętam i co z tego, to chyba dobrze?
     -No ba! - odpowiedzieli chórkiem.
     -Okej już się zwijamy, nie będziemy Ci przeszkadzać razem z Harry'm pójdziemy gdzieś żeby nas nikt nie przyłapał, poszlajamy się i wrócimy na noc do mnie do domu, więc o to się nie martw. Chyba nawet wiem, gdzie się powłóczymy...
      -Plaża... - uśmiechnąłem się uroczo i pocałowałem w policzek. Usłyszałem serialowe "uuuuu" od Demmy i wyszliśmy ze środka.

piątek, 5 lipca 2013

Rozdz. 18 cz. 2




           Białe światło mignęło przed moimi oczyma, a motor wysunął mi się spod ciała lecąc gdzieś w boki. Z niezłym impetem uderzyłem o ziemię i przeturlałem się na drugą stronę jezdni.
Leżałem nieruchomo, ale próbowałem zapanować nad równoległym oddychaniem. Poruszyłem poobijaną ręką by sprawdzić czy z żadnego miejsca nie leci krew i nic poważnego się nie stało, bo ku mojemu zdziwieniu oprócz bólu głowy czułem się dobrze. Nie mogłem pozwolić żeby ktoś mnie tutaj rozpoznał, dlatego szybko musiałem usunąć się z miejsca wypadku. Dopiero kiedy się poruszyłem chcąc się podnieść zorientowałem się jak bardzo jestem poobijany.
-I co teraz powiesz, hmm?
-Spierdalaj- odparłem do samego siebie.
Z trudem przewlokłem swoje ciało w jakąś starą uliczkę za kamienicą. Oparłem się o mur jednej z nich i dopiero zjeżdżając w dół zsunąłem z siebie kask.
     -Ssshh, cholera- palnąłem pod nosem kiedy dotknąłem swojego czoła i zobaczyłem na dłoni ciemnoczerwoną maź. Byłem daleko od tego żeby nie rzucać się nikomu w oczy. Obym po drodze do Louis'a przez te dwie przecznice nie zemdlał w kasku. Westchnąłem i zaciskając zęby nałożyłem go z powrotem. Rana zaczęła mnie niesamowicie piec.
Motor.
Od razu nasunęła mi się myśl. Przecież Zayn mnie za niego zabije.
Telefon.
Zacząłem szperać po kieszeniach i wyciągnąłem go.
4% baterii, świetnie.
"Zayn przyjedź po motor na rogu 6 ulicy na Count. Strasznie przepraszam za wypadek :/. Raczej nic mi nie będzie, idę do Lou. Odezwę się później." No trudno z motorem nic więcej nie zrobię, teraz muszę bezszelestnie udać się do domu Tomlinsonów. Nie mogłem biegać więc kulejąc szybko starałem się ominąć miejsce zderzenia. Byłem tak przejęty "mądrym upadkiem" z motocykla, że praktycznie nie wiem co się stało. Zajebiście, Malik może mieć przeze mnie kłopoty, wynagrodzę mu to jakoś. Chooper leżał prawie pod jakimś samochodem, który spowodował zderzenie. Idiota przejechał na pomarańczowym świetle, zresztą podobnie jak ja.
-I kto tu jest idiotą.
-Nie przerywaj mi teraz.
-Dobra, myśl sobie. Ale zderzyliście się nieźle.
Fakt, zderzyliśmy się, on zaczepił o moje tylne koło, a ja hamując wyślizgnąłem spod siebie motor mając nadzieję, że to pomoże.
Żyję. Jeszcze za wcześnie mamo, ale nie martw się dołączę do Ciebie, mam nadzieję, że się nie pogniewasz jak jeszcze trochę tu zostanę. Ucieknę od niego, już jestem szczęśliwy z Loui'm on jest idealny mamo. Przypomina mi Ciebie, nawet nie wyobrażasz sobie jak bardzo. Założę się, że jesteś szczęśliwa tam i ze mnie również. Staram się, specjalnie dla Ciebie.
Poczułem nagle przechodzący po ramieniu dreszcz. Jak gdyby ktoś go pocierał.. Miałem już ochotę szepnąć 'mamo', ale powstrzymałem się przed tym tak samo jak przed płaczem. Świruję chyba przez tą ranę, chcę się jak najszybciej zobaczyć z Lou przytulić się do niego i zaciągnąć jego nieskazitelnie czystą wonią. Zaraz dojdę.
-Hahaha! Do domu powinieneś dodać.
-No chyba raczej. Czy ty musisz mieć takie skojarzenia. Już wiem przez kogo jestem takim zboczeńcem.
-Nie pierdol Hazz. Tylko idź, bo boję się, że zaraz zemdlejesz.
-Dlaczego miałbym zemdleć?
-Robię się słaby, nie wiem czemu więc postaraj się szybciej iść i utrzymywać równe ciśnienie.
-Już dochodzę, jeszcze jeden budynek. Do domu!
- W porządku...
Otworzyłem bramkę, obejrzałem się wokół, czy nie ma nikogo podejrzanego i przeszedłem przez zadbany ogródek po kamiennej ścieżce do masywnych drewnianych drzwi.
Usłyszałem zbiegającą grupkę (chyba dzieci) i jakieś odgłosy dochodzące z góry, kiedy zadzwoniłem. Za chwilę ktoś pociągnął za klamkę. Cholera zapomniałem zdjąć kasku...
     -Dzień...- stanęła nieruchomo przede mną matka Lou. Zdezorientowany szybko zdjąłem kask.
     -Przepraszam panią. Możemy wejść do środka? Proszę...- Szybko oglądałem się wokół siebie, a ona rozpoznając mnie wciągnęła mnie za drzwi.
     -Harry, co Ci się stało skarbie?
     -Miałem wypadek na motorze. Nic mi się nie stało. Tylko nie chciałem jechać do szpitala, zresztą byłem umówiony z Louis'em więc jestem.
     -Synku! Harry przyszedł! Szybko zejdź na dół.- Krzyknęła odchylając głowę w tył. Zanim się obejrzałem Tomlinson stał przede mną z zakrytą buzią. Nic nie mówił, tylko kiwnął swojej mamie żeby zabrała dziewczynki, które nieustannie mnie obserwowały, a on sam pociągnął mnie do kuchni.
     -Siadaj.
     -Co ty taki stanowczy. Nawet się nie przywitasz.- Zdziwiłem się, ale słuchałem rozkazów.
     -Siedź cicho. Dlaczego nie zadzwoniłeś?! Przyjechałbym czy coś!
     -Nic mi nie jest... Gdybym potrzebował pomocy, zadzwoniłbym skarbie.
     -Och więc teraz to skarbie?- Westchnął i przyłożył mi do czoła namoczony opatrunek.
     -Ssss! Aaała!- Jęknąłem z bólu.
     -Teraz cierp... Kochanie.- Ostatnie słowo wypowiedział z takim sarkazmem, że miałem ochotę się na niego rzucić i zacząć całować. Siedziałem cicho kiedy on wykonywał swoją pracę. Kiedy skończył miałem na głowie duży biały opatrunek. Spojrzałem się w lustro i skrzywiłem.
     -Ble. Okropnie mi w tym, prawda?- niespodziewanie Lou zrobił się cholernie słodki. Powoli objął mnie od tyłu ułożył się lekko na moim ramieniu i spojrzał w lustro. Nie odezwał się, tylko ślicznie uśmiechnął i ucałował w polik, po czym szepnął.
     -Kocham Cię.- Obróciłem się w jego kierunku i zacząłem go całować łapiąc go za rumiane policzki. Odsunął się lekko szepcząc, żebyśmy poszli na górę.

*Louis* (Inception - time ) Polecam na słuchawkach <3

Harry mnie zmienił, tak doszczętnie mnie zmienił. Nie pozostawił po mnie nic ze tego starego nieśmiałego i cichutkiego Louis'a. Stałem się pociągającym i całkiem drapieżnym osobnikiem, ale tym razem znów miałem zamiar znaleźć się na dole...
Uśmiechnąłem się sam do siebie, kiedy Harry wziął mnie na ręce i zaniósł szybko na górę. Robił mi malinkę, mój członek ocierał się o jego tors już praktycznie będąc gotowy... Popchnął plecami drzwi do pokoju, zrzucił mnie z siebie ja lekko się zachwiałem, ale komoda pomogła mi ponownie złapać równowagę. Patrzyłem na niego błyszczącymi oczyma, jak zamykał pokój na klucz po chwili już znajdując się przy mnie.
     -Masz wszystko czego nam trzeba?- Spytał dobierając się do mojego tyłka. Też pytanie, jestem gejem, to co muszę mieć przy sobie mam zawsze. Nie odpowiedziałem tylko podstępnie uniosłem kąciki ust w górę przyciągając go jeszcze bliżej mnie. Obiłem się o jego napalonego kolegę i przygniotłem nim swojego nie gorszego przyjaciela.
Skup się. To ma być coś niesamowitego... Przyległem do niego, a on powoli przeniósł nasze dusze na łóżko. Czysta poezja. Już po chwili wyglądaliśmy jak najtrafniejsze definicje seksu, kiedy mieliśmy rozczochrane włosy rumieńce na policzkach i te błyski w oczach podczas minimalnego odchylania się od siebie w celu złapania powietrza. W jednej chwili poczułem jakbym był w innym świecie. Zupełnie inny wymiar, inne cele marzenia... Szybszy oddech, głębsze wdechy. Chłopak zsuwał się niżej swoimi wydatnymi wargami, przyprawiając każdy milimetr mojej skóry o wzbicie się w kosmos. Już nie leżałem we własnym łóżku, byłem gdzieś daleko wraz z nim. Nie widziałem nic innego prócz jego bujnych loków i wyrzeźbionego ciała od którego nie mogłem się oderwać. Ruszaliśmy biodrami w dwie strony nie mogąc powstrzymać się przed częstymi jękami. Zacisnąłem dłoń wokół jego szyi i automatycznie ją uwolniłem spoglądając jak bardzo trzęsą mi się palce. Zamiast bicia swojego serca, słyszałem bicie jego...
     -Harry...- stęknąłem czując nierówny i ciepły oddech na swoim penisie. Ominął narząd i pozostawiał krótkie pocałunki wokół niego. Odgiąłem się do tyłu łapiąc za barierki.
Przyjemność. Zaangażowanie. Jezu te uczucia były nie do opanowania. Tylko powtarzałem sobie w głowie. Szybciej. Szybciej... Moje domaganie się czegoś więcej w końcu poskutkowało. Harry pozostawił mnie w spokoju, nachylił się tylko nade mną i szepnął moje imię. Chwyciłem jego członka lekko nim poruszając. Patrzyliśmy na siebie i niczego się nie wstydziliśmy. Zresztą o czym ja mówię, czy mieliśmy czego się wstydzić? Zerknąłem na stolik obok łóżka, a on sięgnął ręką do jednej z szufladek. Wyciągnął pudełko wazeliny, ale musiał na chwilę przestać wykonywać jakiekolwiek ruchy bo był za bardzo podniecony. Uchylił usta i spoglądał na mnie spojrzeniem pełnym tajemnicy. Wszystkie kawałki puzzli złożyłem w całość. Zdjąłem dłoń z jego prącia by delektować się jego torsem. Przywarł ustami do moich i nie stykając się językami tylko pragnęliśmy czuć smak swoich warg. Subtelne pocałunki były najwiarygodniejsze. Wykraczały poza normę naszych możliwości, nie były przeciętne, choć dużo się o nich mówiło. Kiedy stykał się ze mną byłem przekonany, że nie było nic bardziej niesamowitego od tego co robiliśmy. To stawało się teraz moim marzeniem, to dotyk Harry'ego był moim celem i narkotykiem. Odwróciłem się na brzuch łapiąc jego dłoń jedną ręką po czym drugą owinąłem wokół prześcieradła. Opuszkiem palców pieścił moje pośladki. Wsunął jeden palec, następnie drugi. Odgiąłem się w tył powoli kurcząc palce na kołdrze i w uścisku naszych rąk. Nachylił się nade mną chuchając niestabilnie w mój kark... Dreszcze przechodziły mnie po całym ciele za każdym razem kiedy jego oddech mnie łaskotał. W końcu. Ten moment... Czułem go w sobie, staliśmy się jednością której tak bardzo mi brakowało. Nie byliśmy Harry'm i Louis'em byliśmy... Larry'm. Powolne ruchy przemienił w szybsze, ale dalej nie czułem się sobą. Rozpocząłem coraz głośniejsze jęki, a on tylko mocniej oddychał. Zrozumiałem, że miał niedługo dojść bo złapał mojego członka i poruszał go w tym samym rytmie z jakim był we mnie. Nie minęła minuta i poczułem jak Styles rozpływa się we mnie. Wydał charakterystyczny, głośny jęk i w tym samym momencie szczytowałem ja. Gwałtownie, zmęczeni opadliśmy na siebie. Łącząc obie ręce w jedność i wpatrzeni w siebie nie mogliśmy pojąć, jakim cudem dwoje ludzi może być dla siebie tak idealnymi.
-Kocham Cię.
Lekki uśmiech i cicha odpowiedź.
-Też Ciebie kocham Lou.
______________________
Ekhm.. Mam nadzieje, że tak rzadko daje rozdziały właśnie wam wynagrodziłam. Strasznie szkoda mi tego, że tak wychodzi. Sama scenka mi nie wyszła więc rozumiem pretensję. I wierzcie mi staram sie jak mogę z tym pisaniem. Ale dzień w dzień ktoś prosi, żebym wyszła na dwór x.x
+W następnym rozdziale odwiedzą swoją słynną psycholog ;)
++ GŁOSUJCIE W ANKIECIE TYLKO RAZ.

piątek, 21 czerwca 2013

Rozdz. 18 cz.1



           Co on do cholery wyprawiał, przecież nie zdradzę Louis'a... Co jest chciał mnie sprawdzić?! Chyba nie zachodziłby tak daleko...Nie planuje zdrady, nigdy. Szczególnie Tomlinsona. Zbyt wiele dla mnie znaczy nawet jeśli chodzi tu o Malika.
     -Zayn.- Niekontrolowanie szepnąłem będąc zupełnie zdezorientowany. Nie przestawał wręcz przeciwnie, rozpiął guziki i powoli zahaczał palcami o gumkę bokserek. Znów wymówiłem jego imię, ale bardziej stanowczo.
Zatrzymał się.
     -Proszę...- Nawet nie wiedziałem co mówić. - Co robisz?- spytałem niepewnie. Nagle Malik jakby ocknął się. Chyba zaczaił co właśnie czynił. Wzdrygnął się natychmiast i szybko odskoczył. Zdezorientowany nie poruszył się lecz zaczął przepraszać i jąkać się jak nie wiem kto.
     -Nie wiedziałem co odwalam. Sorry Harry... Cholera... Chyba chciałem Cię sprawdzić... Nie, co ja gadam. Musiałem...- Przerwał na chwilę zbierając oddech.- Musiałem się upewnić czy nie jestem bi Hazz. Bo widzisz... Od dłuższego czasu- usiadł na ziemi przy ścianie i schował głowę między kolana.- Od dłuższego czasu patrzę inaczej na chłopaków. W sensie zaczynam dostrzegać w nich podobne wartości jakie widzę u dziewczyn. To trochę straszne, ta inna orientacja nie uważasz? Jesteś odważniejszy ode mnie, ja bym nie mógł tego powiedzieć.
     -Ja nie byłbym w stanie fizycznie tego udowodnić. - Zmarszczyłem brwi, a jemu zrobiło się okropnie głupio. Od razu pożałowałem, wstałem i podszedłem do niego.
     -Chodź- szepnąłem i rozłożyłem przed nim dłonie. Podniósł się usiadłem na podłodze, a on zarzucając na mnie nogi w rozkroku przysiadł przede mną oddalony o parę centymetrów. Mocno się w siebie wtuliliśmy i nie drgając ani chwili byliśmy w uścisku jakieś 2 minuty. Nie przesadzam.
Nasza przyjaźń nigdy nie przestanie istnieć.
     -Od zawsze, na zawsze...- Szepnął Zayn, czytając mi w myślach. Wtulił się dwa razy mocniej a po chwili puścił i lekko uniósł kąciki ust ku górze. Odwzajemniłem i spojrzałem na telefon. Na tle nieziemskiego uśmiechu Louis'a wyświetliła mi się godzina. 13:48 najwyższy czas wybrać się do Lou na obiad.
     -Zayn, jest sprawa mam być u Lou o 14:00. Miałbyś jakiś szybki ale niewidoczny transport?
     -Hmm...- zastanowił się.- Jasne, ale mam nadzieję, że pamiętasz jak się jeździło na motorze...- Zaświeciły mi się oczy. Ostatni raz wsiadałem na jego motor ponad dwa lata temu. Zupełnie o nim zapomniałem.
     -Żartujesz sobie! Malik jesteś kochany. Boże kocham Cię! Jest w dobrym stanie?- Rzuciłem mu się na szyję i wydarłem w ucho.
     -Spokojnie! Haha. Jest w idealnym, po paru przeróbkach. Nudziło mi się kiedy sobie wyjechałeś tak bez słowa...
     -Przepraszam. Wynagrodzę Ci to, ale daj mi ten motor proszę! Spóźnię się.
Zeszliśmy na dół, zaprowadził mnie do garażu, tak żebym mógł wyjechać tyłem. Przebrałem się, pożyczyłem od niego skórę nałożył mi na głowę czarny matowy kask z ciemną szybką zasłaniającą całą moją twarz.
     -Przynajmniej nikt Cię nie pozna.
     -Dokładnie stary. Dzięki jeszcze raz. Wieczorem przyjadę z Loui'm się pożegnać.- Przytuliłem go już siedząc na maszynie. Najnowszy chopper już odbijał się w mojej szybie od kasku. Cudownie. Powracam na stare śmieci.
Odpaliłem, zagazowałem głośno, pomachałem Zayn'owi i już czułem, że nie jestem sobą.
Tylko motor.
I ja.
Migające białe pasy na jezdni, stające się wręcz kropkami podczas szybkiej jazdy po autostradzie.
Jeszcze 5min i przekroczę możliwości chopper'a.
Uspokój się Harry, bo coś Ci się stanie.
Uspokój się Harry.
Uspokój się!
Nie potrafiłem zdjąć nogi z pedału gazu.
Zjazd w prawo, posłuchałem instynktu.
-Teraz musisz zwolnić dupku! Zabijesz nas, czy ty kiedykolwiek myślisz?! Czy zawsze mam to robić za ciebie!
-Zamknij się, robię co chce.
-Jak będziesz się tak śpieszył to niedojedziesz do Louis'a na czas.
-Chyba właśnie dojadę, jednak jesteś idiotą.
-... ZABIJESZ SIĘ PO DRODZE I W OGÓLE DO NIEGO NIE DOTRZESZ NIE ROZUMIESZ?!
-Tak tak.
-Harry zwolnij...
-Już nie mam sił ci powtarzać, że nic się nie stanie.
-... HARRY UWAŻAJ!
Białe światło mignęło przed moimi oczami i...

sobota, 1 czerwca 2013

Rozdz. 17

"Każda nasza wspólna zabawa zawsze przyprawiała mnie o dreszcze. (Jeśli nie więcej...) Kochałem kiedy siadaliśmy w altanie rozpakowywaliśmy paczki z przydatnymi rzeczami, które nam przywozili na dworzec. Haha! Kochanie, pamiętasz jak musieliśmy je nosić, aż do ogrodu? Kiedy setki razy potykaliśmy się i upadaliśmy na ziemie nie mogąc powstrzymać śmiechów. Teraz już tak nie mogę, bez Ciebie te potknięcia i przewracanie się, są wkurwiające. Tak irytujące, że czasem upadam na ziemię chowam głowę w dłonie i zaczynam płakać. Nie mam ochoty ruszać się z miejsca, coraz częściej myślę, co ze sobą zrobić. Myślę jak najszybciej byłoby spotkać Cię. Wczoraj wieczorem odwiedziłem Londyn. To było... Niewymowne. Każdy za tobą tęskni, gdy przed drzwiami stanęła twoja mama spojrzeliśmy na siebie głęboko i nic nie mówiąc tylko rzuciliśmy się na siebie. Jazda pociągiem jest banalna i monotonna, co często staję się coraz mocniej przytłaczające.
     PS. Jutro będzię najciekawiej. Poprzypominam jak się tu znaleźliśmy i odkryliśmy TO miejsce. Wiem, wiem "wszystko już znamy przecież na pamięć" pomyślisz. Tylko, dobrze wiesz , że lubię o tym mówić. Kocham Cię, twój John."

*
Zawsze byłem dręczony przez ojca, to co on robił mi i mamie nigdy nie będzie można nazwać normalnym postępowaniem. Wracałem do domu ze szkoły bardzo często zmuszony byłem wysłuchiwać płaczu mamy. Zazwyczaj później także płakałem, tylko cicho w swoim pokoju, nocą całkiem sam. Bałem się tego co może mi zrobić i do czego zmusić, dlatego on nauczył mnie być "bez emocjonalnym skurwielem." Pierdolenie. Wcale taki nie byłem i nie jestem. Wszystko ukrywałem w sobie, robię to dalej już nie umiem chyba płakać. Kiedyś sobie obiecałem, że choćby nie wiem co nie będę się zachowywał przy nim jak mały płaczący bachor. Zawsze miałem być twardy.
-Chyba raczej takiego udawać.
-To ty mnie do tego namawiałeś. Pamiętasz przyszedłeś do mnie właśnie tamtego dnia...

*24 wrzesień (3 lata wcześniej)*

     -To narazie Harry. - Pomachał mi na dowidzenia.
     -Do zobaczenia jutro Zayn!- odkrzyknąłem i ruszyłem w swoją stronę. Znowu wszystko powróciło do przeciętności przyprawiającej mnie zresztą o mdłości. Nudne, okropne życie! Wszystko wydawało być się takie przez jedną osobę. Mojego ojca... I co teraz? Mam wrócić do domu i kolejny raz wysłuchiwać wrzasków pracoholika i nędzarza? Po co to wszystko... Dlaczego mama nie może iść na policje?! Od razu byłoby lepiej dla nas, dali by nam pieniądze, dopóki mama nie znalazłaby pracy. Tylko ona mówi coś innego "To nie jest takie proste synku." dodając zazwyczaj "... Ale spokojnie, wszystko w końcu kończy się dobrze. Obiecuję wyrośniesz na mądrego, miłego, podobnego do mnie chłopaka. Cieszysz się?" Nie było dnia w którym odpowiedziałbym nie. Poprawiłem plecak lekko podskakując i skręciłem na pasy. Zielone. Dlaczego ja stoję zamiast iść... Czerwone. Znów zielone, ale ja po raz kolejny nie ruszam się z miejsca... Czerwone. I Zielone tym razem odwracam się tyłem do jezdni i idę w zupełnie inną stronę. Co ja wyrabiam?! Mama będzie cierpieć właśnie przeze mnie. Znów wracam. Po drugiej stronie ulicy na czerwonych światłach stoi starszy ode mnie chłopak, z torbą na ramieniu i dwoma malutkimi dziewczynkami, które trzymają go za ręce.
Zielone.
Oni przechodzą, a ja zapatrzony w błękitne oczy chłopaka nieruchomieje i po raz kolejny się nie ruszam!
Czerwone. Cholera.
     -O co chodzi?- Pyta lekko się uśmiechając.
     -O nic. Przepraszam pana...- Nie wiedziałem jak to powiedzieć. Zwyczajnie się zapatrzyłem o oczy jejku to nic wielkiego. Co druga osoba ma ładne oczy...
     -Haha! Och no błagam tylko nie pan. To moje siostry, a nie córki.- Odpowiedział miło się uśmiechając.
     -Aa rozumiem. Wiec przepraszam...- Uniosłem skromnie kąciki ust się czekając aż ujawni się.
     -Jestem L..
     -Chodźmy już! Jeszcze soczki! Szybko, szybko.- Pociągnęły go nagle za ręce małe.
     -Strasznie przepraszam!- Odkrzyknął szybko dodając na koniec coś ledwo słyszalnego.- Mam nadzieje, do zobaczenia!
Ciekawe jak miał na imię. Gdyby mi powiedział pewnie dawno bym zapomniał. Ale nie... Musiał zostawić tajemnice zagadką.
Zielone.
Nareszcie. Tym razem przedostałem się przez pozdzierane pasy na chodnik prowadzący do domu.
Czyli jednak? Mam tam wrócić i słuchać tego wszystkiego...

     -Mamo, tato wróciłem!- Rzuciłem wchodząc do przedpokoju.
     -Harry?! Natychmiast do mnie!- Automatycznie się wyprostowałem i szybko udałem się do kuchni... Anne siedziała przy stole, a on opierał się o blat kuchenny z dziwnym grymasem na twarzy.
No to będzie ostro.
     -Słucham?- Odchrząknąłem cichutko czując jak już pęka mi gardło od zebranej w środku bańki.
     -Oceny.- Nie zapytał tylko nakazał odpowiedzi.
     -Nie dostałem dzisiaj...
     -Nie przerywaj mi!
     -Przecież ja...
     -Powiedziałem coś!- krzyczał kiedy moje oczy zarastały coraz mocniej łzami.
     -Przepraszam. Pójdę już do siebie.
     -Idź skarbie...- Wtrąciła mama wymuszając uśmiech.
Wszedłem do pokoju, usiadłem przy biurku i zacząłem odrabiać lekcje. Podczas tego słyszałem jak n siebie krzyczą. Każde słowo, nawet pierdolenie mojego taty "Nie byłoby bez niego żadnych problemów idiotko!"... Cały czas łzy podchodziły mi do oczu, przez co praktycznie nie widziałem tego co pisałem. Przetarłem rękawem oczy i szybko dokończyłem zadanie domowe. "Wszyscy żyli długo i szczęśliwie..." Tak to bardzo perfidne... Zeskoczyłem z krzesła i złapałem za słuchawki po czym usiadłem jak zwykle przy oknie, bo zaczął padać deszcz. Często tak robię. Gonie kropelki wody albo udaję, że jestem sędzią w najważniejszym na świecie wyścigu. Słuchając muzyki, znowu przesiedziałem tak dwie godziny, kiedy nagle usłyszałem krzyk i ocknąłem się, gdy tata wpadł do mojego pokoju.
     -Pakuj się! I już Cię tu nie ma!- Wystraszony nie miałem pojęcia co myśleć i co robić. Jednak dwa razy mi nie trzeba było powtarzać. Zauważyłem za ojcem płaczącą i poobijaną mamę i zacząłem także płakać.
     -Musisz iść beze mnie...- Szlochała pocierając swoje posiniaczone ramie. 
     -Nigdzie się bez ciebie nie ruszam!- Pomyślałem "przestań się w końcu bać i obroń to co kochasz."
     -Coś ty powiedział gówniarzu?!

     -Dobrze słyszałeś! Nie mów na mnie gówniarz i masz jej nie bić!- Zacząłem krzyczeć wyciągając torbę z pod łóżka. W sumie już się nie bałem. Podszedł do mnie, a moja mama tylko jęczała nie, zostaw go i tym podobne.
     -Podnieś się!

     -Pierdol się.- Krótko odpowiedziałem, a wtedy uniósł mnie za sweter i przygniótł do ściany. Zacisnąłem zęby, ale nie miałem najmniejszego zamiaru się poddawać. Moja mama już rozumiała. Ucieczka. Spojrzałem na nią, dając znać, że ma wyjść z domu. Błągałem żeby posłuchała, przez chwile jeszcze stała...
Naplułem mu w twarz, uniósł na mnie rękę lecz ja byłem sprytniejszy i niespodziewanie kopnąłem go w krocze. Greg odsunął się z bólu, a ja jeszcze korzystając z okazji uderzyłem go w twarz i szybko wybiegłem za mamą zostawiając to wszystko za sobą.
Wsiedliśmy do samochodu i odjechaliśmy, nawet nie wiedząc dokąd. Pierwsze co przyszło mi na myśl. Zayn. Nie. Za szybko nas znajdzie. Rodzina. To samo. Hotel. No wreszcie! Mało znany. Jak najdalej od tego miejsca, z garażem...
     -Mamo jedź na Bealben 12. Hotel w starej dzielnicy, kiedyś tam uciekłem. Zaufaj mi.- Tak też zrobiła. Wszystko działo się niesamowicie sprawnie, tak jakbyśmy zaplanowali to co najmniej tydzień temu. Anna szybko oddychała, nie dokładnie wiedziałem dlaczego. Bała się.
     -Nic Ci nie jest?- Spytałem sam dysząc.
     -Przeżyje, bywało gorzej, ale strasznie dziękuję skarbie.
     -Będzie dobrze, obiecuje.- Przejechałem po jej kolanie uśmiechając się łagodnie.
     -To niestety jeszcze nie koniec tego całego gówna...
Będę musiał sam pofatygować się na policję bo wiem, że ona tego nie zrobi i prędzej czy później on znów nas znajdzie. Dokładnie w tym momencie, po raz pierwszy w życiu powiedziałem coś do siebie samego. Zacząłem obmyślać plan z samym sobą?
-1.Zgłoszenie się. Wtedy zapewnią nam ochronę prawda?
-Naturalnie Harry.

-A ty kto do cholery i skąd się tu wziąłeś?
-Czy jesteś aż tak głupi czy może tylko udajesz?- Spytałem samego siebie. To chore!
-Bardzo śmieszne. 

-Gadasz z samym sobą. Wiesz, że tak robi większość nienormalnych osób... 
-Nie. Słyszałem, że to normalne. Jak często masz zamiar się pojawiać?
-Ty naprawdę jesteś głupi. Jak pomożesz swojej mamie, to chyba zacznę składać Ci hołd. Jestem tobą!! Właśnie mnie wymyśliłeś!! 
-Jeśli tak? To nie masz imienia. 
-Czekam.
-Ale na co Curly?
-Właśnie na to. Hahaha jesteś debilem. Współczuje twojej mamie...
-Wal się! Jak masz tak ze mną gadać to wolałbym żeby Cie nie było. 
-Zawsze będę, uświadamiał Ci to o czym myślisz, ale nie chcesz żeby stało się rzeczywiście prawdą. Np to, że jesteś głupi. Przecież dobrze o tym wiesz. 
Nagle zniknął.

*Dom Malika*

Musze się spiąć i w końcu powiedzieć mu o tym wszystkim. Nie chcę żeby Malik myślał, że byłem inny cały czas. Że chyba zmieniłem się dopiero niedawno. A on zawsze był tym kim był dla mnie. Przyjacielem i bratem. Dosłownie nic więcej.
     -Zayn. Śpisz jeszcze?- Zapytałam wchodząc do jego pokoju i siadając przy biurku.
     -Nie, a co tam?
     -Musze Ci coś powiedzieć. Najlepiej będę się streszczał, bo po chuj owijać w bawełnę c'nie*?
     -Jasne.- Już domyślał się, że to dość poważna sprawa. Dlatego usiadł.
     -Stary, tylko nie chcę żebyś pomyślał, że jestem jakiś inny popierdolony, czy coś podobnego. Nie byłem taki kiedyś dopiero od niedawna. Ale to nie zmienia i nie zmieni tego kim byliśmy dla siebie i kim dla siebie jesteśmy.
     -No przecież bracie. Mów co jest?
     -Jestem z chłopakiem.
     -Jesteś chłopakiem? To wiem. Chodzi Ci, że jeszcze nie... no wiesz.
     -Nie idioto! Haha. Chodzi mi o to, że ja jestem Z chłopakiem.
     -Jesteś pedałem?!- Wzdrygnął, a ja już żałowałem.
     -Nie. Nie wiem sam. Jestem hetero, ale dla jednej osoby jestem gejem. Przypomina mi moją mamę... Proszę zrozum mnie. Możesz mnie wywalić, ale pomyśl.- Zaniemówił i patrzył na mnie bez przerwy, nie mogłem rozszyfrować jego wyrazu twarzy. Ona nic nie mówiła, zupełnie jakby nagle przestał istnieć. Chyba myślał. W pewnej chwili zachciało mi się śmiać, ale z powodu powagi sytuacji jakoś się powstrzymałem. Nie mogłem z faktu "Malik myśli..." Hahaha...

     -Pamiętasz kiedy we dwójkę naśmiewaliśmy się z geja u nas w szkole?- Zaczął nagle mówić. Zupełnie poważnie. Nie patrzył mi w oczy. - Uświadomiłem sobie Harry, że naśmiewaliśmy się z Ciebie. Nigdy się z Ciebie nie śmiałem. Nigdy nie drwiłem i pomyślałeś, że zrobiłbym to teraz? Fakt to cholernie dziwne za chwile wszystko mi opowiesz, ale chłopie nie musiałeś się martwić i z tego powodu uciekać z miasta. Przecież nadal będę Cię kochał jak brata i mam nadzieje, że ty mnie też.- Zaśmiał się, a ja poczerwieniałem.
     -Dzieki!- Od razu rozbawiony podbiegłem do niego i mocno się przytuliłem. Zawsze tak robimy, to nie żadna nowość. Usiadłem obok niego po chwili i dodałem.- Nie z tego powodu uciekłem. Chciałem powiedzieć Ci wszystko, ale bałem się. Tym bardziej tego, że mowa o gejach. Przedstawiałem tobie Louis'a, prawda?
     -To z nim teraz jesteś? Nie wiedziałem, że od razu weźmiesz się za pedałków z najwyższej półki.- Zaśmiał się, ale tym razem nie odwzajemniłem tego.
     -To nie jest śmieszne. On jest genialny. I tak bardzo podobny do mamy... Kiedy patrze w jego oczy, wydaje mi się czasem jakbym rozmawiał z Ann.
     -Pieprzyliście się?- Otworzyłem szeroko oczy, nie spodziewałem się takiego pytania. Przecież powinno go to wszystko obrzydzać.
     -Haha! Przestań. Bo jeszcze mnie znienawidzisz i będę Cie obrzydzał.
     -Daj spokój przecież i tak zawsze tak było! Haha.- Śmiał się i rzucił na łóżko, położył się na mnie przytrzymują ręce w górze. Dziwna sytuacja... Co on wyprawia.
     -Leżał na tobie w ten sposób?- Zaczął szeptać mi do ucha. Co on chciał we mnie wzbudzić. Podniecenie? To był najlepszy przyjaciel, za chwile spalę się ze wstydu.- Pewnie robił Ci malinkę tak, że stawały tobie włosy na plecach. O cholera obciągał Ci.- W tej chwili Zayn robił coś o czym nawet bym sobie nie pomyślał. Co do... Dlaczego właśnie rozsuwał rozporek w moich spodniach...- Nie chcę być gorszy. Wiem, że mi nie odmówisz, a ja jestem zazdrosny...
_ _ _ _ _ _ _ _
c'nie*- taki skrót od "co nie?" jak się czasem używa. Zresztą nie trudno się chyba domyślić :)
__________
Wróciłam <33 Przepraszam wszystkich, że tak długo czekałyście, ale mam nadzieje, że znów będę i że się wam podoba <3

piątek, 17 maja 2013

PRZEPRASZAM.

Przepraszam za AŻ TAKĄ NIEOBECNOŚĆ. JESTEM OKROPNA. x.x Jutro wieczorem nowy rozdział ! Mam nadzieje, że mnie choć trochę rozumiecie, nie dość, że mam masę ocen teraz do poprawy to jeszcze dowalili nam testami i nie mam CZASU. A podobno Czas to tylko rzeczownik. Ale jakie ma znaczenie. ;_; Wracając. Postaram się dodać kolejny po jutrzejszym w piątek. Mam nadzieje, że się nie wkurzycie :c Ale naprawdę mam wszystko na raz na głowie.

PS nie będzie reklam, bo po "rozpatrzeniu" mojego bloga stwierdzili, żę nie jest zgodny z tematami. TA TOLERANCJA. Ale zapewne chodzi o przeklinanie również i o np. scenki xd. Ale mniejsza, jakoś dam radę. :) <3
KOCHAM WAS.
W ogóle słyszałyście o "WHERE WE ARE" Jestem aktualnie fall in love w tym. bo jakoś mi się to kojarzy z moim blogiem. xXx

_____________________
POPRAWKA. KURDE CHYBA MUSZE ZAWIESIĆ TEN BLOG , PRZEPRASZAM BO STRASZNIE TEGO NIE CHCE. ALE PRZYNEJMNIEJ NADROBIE ROZDZIAŁY ITP. A KURDE MAM TYLE NAUKI I WSZYSTKIEGO NARAZ, JESZCZE MOJA MAMA CIĄGLE KRZYCZY ŻE MAM ZROBIĆ, TO I TAMTO I ŻE SZKOŁA WAŻNIEJSZA NIŻ BLOG. WIEC. DO KOŃCA MAJA JESZCZE DODAM JAKOŚ JEDEN ROZDZ.  potem od czerwca już zacznę w miare regularnie i skończe ten sezon. (bo chyba będę dzieliła ) i jak skończe sezon, to przez wakacje napisze, kolejny i wtedy będą już napisane i rgularnie dodawać bd. <333 Ja was tez loff

piątek, 3 maja 2013

Rozdz. 16

Wiec tak, mam do was strasznie wielką ale ważną prośbę. Mam ostatnio trochę "problemów" z kasą, i chciałabym pomóc mojej mamie w zarobieniu jej xd, więc pomyślałam, że zacznę zarabiać na bloggerze. Może to być trochę nie w porządku, nie wiem jak to potraktujecie itp. Ale strasznie was proszę, żebyście chociaż raz kiedy będziecie odwiedzać mój blog kliknęli na reklamę, która się będzie pojawiała po prawej stronię. Was to nic nie kosztuję, bo możecie ją otworzyć i od razu zamknąć. Możecie nawet napisać na priv, jeśli mi nie wierzycie, wtedy powiem wam, ale nie chcę tak na forum bloga (to chyba zrozumiałe) Nie będzie przeszkadzała, spoko. Zadbam o to i w zamian za to wszystko obiecuje dodawać rozdziały co 3/4 dni. Nie będzie żadnych spóźnień. Zależy mi na tym strasznie, i jestem w stanie nawet opuścić naukę, żeby to dla was zrobić, żebyście wy pomogli mi. Dziękuję. +Pojawią się one za jakoś tydzień może (31504367 - gg)
Jeżeli nie chciałybyście tego, to też napiszcie na priv. xd
_________________________________________________________________
z góry przepraszam za błędy. Enjoy ;3


"Zawszę kiedy śledziłem twoje ruchy, bez względu na wszystko nie mogłem oderwać od Ciebie wzroku. Nie obchodziło mnie nic poza tobą. Zatracałem się tak mocno, że nie dostrzegałem nic innego. Pamiętasz jak kiedyś na obiedzie u moich rodziców byłem tak zapatrzony, że wcale ich nie słuchałem. Kiedy krzyknęli w moją stronę, dalej mnie nic nie ruszało. To było dziwne, bo naprawdę nic nie słyszałem. Musiałeś zareagować, inaczej było by już po mnie.Właśnie tamtego dnia się poznaliśmy. Na urodzinach moich rodziców, przeleciałeś z obrzeży Wielkiej Brytanii tam. Do 'dalekiej ciotki'. Tak bardzo dziękuję za to, że się spotkaliśmy. Pamiętam jak od razu dwa dni po spotkaniu byliśmy sobie bardzo bliscy. Nie chciałeś wyjeżdżać, buntowałeś się ale to i tak nic nie dawało. W końcu razem postanowiliśmy uciec, mieliśmy ich wszystkich w dupie, wtedy liczyło się tylko nasze spontaniczne uczucie, które okazało się najpiękniejszą miłością na świecie.
PS. Kocham Cię, za kilkanaście dni będę znowu z tobą, tak bardzo się cieszę Frank!"
Właśnie wyszedłem z pociągu, a Louis został tam czytając kolejny wpis z dziennika John'a. Ospale się przeciągnąłem, zauważając sporą liczbę osób spoglądających na mnie. Ocknąłem się i szybko nałożyłem na siebie czarny sweter zarzucając kaptur na głowę i okulary.

-Wolniej się nie dało. Przecież już Cię rozpoznali.
-Och zamknij się! Nikt mnie nie rozpoznał, zaraz się stąd zmywam i nie będą mieli nawet jak mnie dogonić.
-Pytanie, jak dojdziesz do Zayn'a bez zwracania uwagi innych ludzi. Wyglądasz jakbyś zbiegł z więzienia. Haha!-Zaraz mnie tak wnerwi, że nie wytrzymam psychicznie! Ale faktycznie wyglądałem dość śmiesznie. Ludzie chodzili w krótkich rękawkach, a ja w czarnej bluzie i rurkach. Ale musiałem dać jakoś rade, u Zayn'a powinienem być już bezpieczny. Podwinąłem rękawy i wtapiając się w tłum ludzi umknąłem z dworca. Taksówka. To chyba najpraktyczniejsze i najszybsze. Dosłownie przede mną rozpościerał się parking pięknych czerwonych taksówek. Wybrałem jedną, w której siedział starszy pan i wsiadłem.
     -Dzieńdobry.- Zaczął rozmowę obracając się w moją stronę.
     -Dzieńdobry - wystraszony szybko odpowiedziałem chowając głowę w kapturze. - Na Waterbeer street.
     -Nie ma sprawy.- odparł i zajął się jazdą, kiedy ja postanowiłem zadzwonić do Malika.
     -Halo?- odezwał się głos zza słuchawki. Jeju jak dawno go nie słyszałem.
     -Cześć debilu mój.
     -Harry?! Żartujesz sobie, gdzie ty się podziewałeś, miałem nikomu nic nie mówić. Boże idioto ja Cie kiedyś zabije, wiesz jakie to było straszne. Z jednej strony wiedziałem, że jest w porządku, a z drugiej tak cholernie się o ciebie bałem.- Mówił prawie na jednym wydechu.- Nienawidzę Cię!
     -Hej! Spokojnie stary. Zaraz u ciebie będę, dzisiaj osiemnasty. Obiecałem, że przyjdę to będę. Tylko jest sprawa, nikogo u Ciebie nie ma?
     -Nie. Jestem sam jeszcze jakoś dwa dni. Kurwa tyle, że nie dasz rady się przebić, bo pod moim domem stoją paparazzi.
     -Co oni tam do cholery robią?! Nie gadaj, że odkąd mnie nie ma nie dają Ci spokoju... Ja pierdole co za świat. Przepraszam...- poczułem się po części winny.
-Oj Harry Harry mogłeś się spodziewać, że kiedy znikniesz wywołasz większą sensację i twoim najbliższym nie dadzą spokoju.
-Jasne. A ty zawsze musisz podsumować sytuację, hę? Dzięki dobrze o tym wiem. - przedrzeźniałem się z samym sobą.
     -Daj spokój nie ma sprawy, tylko jak chuj że mogłeś powiedzieć mi dokąd się wybierasz. Mam nadzieję, że wszystko mi opowiesz, jasne?
     -Jak słońce!- zaśmialiśmy się i zakończyłem rozmowę. Obserwowałem co przez te dwa tygodnie zmieniło się tutaj, ale nic szczególnego się nie wydarzyło. Zakończyli budować nowy klub, przejeżdżając obok, zobaczyłem datę otwarcia "Babylon'u" 22.06. z dopiskiem "Serdecznie zapraszamy" Zdziwiło mnie tylko, że nic nie wiedziałem o tym. A przyciągnęła mnie tęczowa tabliczka. Czyżbym nie wiedział o tym wcześniej z powodów nie bycia bi, a nawet gejem?
W jednej sekundzie zdałem sobie z czegoś sprawę... Jak ja do cholery powiem o tym Zayn'owi?!



*Louis*     -Mamo! Mamo Lou wrócił!- Usłyszałem krzyk dziewczynek lecących z góry po schodach. Nie minęła dłuższa chwila a już wszystkie obwijały się wokół mojej szyi i nóg. Przy schodach z założonymi rękoma stała tylko Lottie. Kiwnąłem do niej głową co ona odwzajemniła.
     -Gdzie ty się szwendałeś? Zdajesz sobie sprawę ile miałam na głowię przez ciebie?!- Standardowa kłótnia rodzeństwa na wstęp. Tak, za tym tęskniłem.
     -Och proszę bardzo, nareszcie zobaczyłaś jak to jest kiedy miałem na głowie cały dom, hmm?
     -Hej!- darła się z góry mama.- Możecie się od razu nie zaczynać?! Lottie wstaw wodę na herbatę.
     -Niech sam sobie wstawia...- powiedziała pod nosem i weszła do kuchni.
     -Masz coś dla nas?- piszczały dalej szczęśliwe dziewczynki, schyliłem się i pocałowałem przytulając każdą z osobna.
     -Wystarczy?- spytałem miło się uśmiechając. Od razu posmutniały, ale kiedy dostrzegły nutkę zmęczenia w moich oczach uśmiechnęły się ponownie i pociągnęły mnie za ręce do kuchni. Podszedłem do czternastolatki łapiąc ją od tyłu za boki. Drgnęła, jednak po chwili się odwróciła i mocno do mnie przytuliła.
     -Nie było tak łatwo.- Szepnęła w moje ramie wtulając się we mnie mocno.
     -Wiem, przepraszam. Ale dajesz radę.- Odparłem odsuwając ją i całując w czoło.
     -Bo to ja!- Zaśmiała się i podeszła do dzieci, żeby posadzić je do stołu.
     -Och Louis! Tak bardzo tęskniłam!- Nagle zza progu wyłoniła się mama jak zwykle zapracowana, ale odłożyła koszyk z praniem na ziemie i podbiegła się przytulić.
     -Ja za wami też.
Za nimi tęskniłem po dwóch tygodniach, a za Harry'm już zaczynam tęsknić. Mam nadzieję, że nic mu się nie stało. Kiedy przypomniałem sobie dzisiejszy wpis w dzienniku pomyślałem, że ze mną i nim jest prawie tak samo. Poznaliśmy się w innych okolicznościach, ale na razie nasza cała historia wygląda tak samo. Oby nie była taka sama... Nie wybaczyłbym sobie śmierci Styles'a, zbyt mocno go kocham żeby go stracić. Nie boję się śmierci, zresztą kto się jej boi. Wszyscy przywykli do rodzenia się życia, a następnie umierania. To w pewnym sensie rutyna całego świata.
Nie lubię słuchać o obcym życiu wtedy kiedy nie do końca znam swoje. Nie lubię jak ktoś kogo nie znam mówi mi o swoich problemach karząc je przyswoić, jak ja do końca nie znam moich problemów. Mniejsza o to... Złożyłem już prawie całe puzzle o Harry'm brakuję mi paru kawałków. Znam go praktycznie na wylot. Najfajniejsze puzzle, które znalazłem to szacunek, opiekuńczość, romantyczność. Nigdy nie spodziewałbym się po nim takich cech. Ale zawsze znajdujemy w człowieku drugą odmienną stronę.
     -Tomlinson!
     -Co?- Moja mama stała nade mną i próbowała mnie wyciągnąć z transu.- Aaa tak, słucham cały czas!
     -W takim razie co takiego powiedziałam?- Splątała swoje ręce i czekała na odpowiedź.
     -Hmm... Że mam Ci pomóc w śniadaniu?- Strzelałem oczywiście.
     -Nie. Sama sobie porad, pytałam o twojego chłopaka, czy kogo ty tam masz. Dlaczego nie przyszedł?
     -Musiał iść do przyjaciela wyjaśnić swoje zniknięcie. Tylko nie krzycz. Miał powody żeby uciec, nieważne. Jutro powinien przyjść.
     -Rozumiem... No nic, chyba od Ciebie na razie nie wyciągnę. Połóż się spać, dziewczyny wy też jeszcze do spania! Jest dopiero szósta godzina!
     -Taa mamo już idziemy. Daisy, bierz siostrę, Felicity na górę już!- Posłuchały i pobiegły na górę, ja wypiłem herbatę i też wlokąc się wszedłem na górę.

Kiedy byłem w swoim pokoju, usłyszałem dzwonek mojego telefonu.
     -Harry?
     -Tak, Hej Lou, jak tam?- zapytał jakimś dziwnym głosem.
     -Wszystko w porządku, a ty?- ostrożnie zadałem pytanie.
     -Powiedzmy. Jestem już u Zayn'a ale reporterzy są na zewnątrz. Pomyślałbyś, że obtoczyli dom Malika z każdej strony? Musiałem przechodzić przez piwnice. Jak mój ojciec dowie się, że tu jestem to mam przejebane...- mówił zdenerwowany.
     -Spokojnie Hazz, teraz wszystko jest okej i tak zostanie. Nie przejmuj się na zapas.
     -Louis... Muszę jakoś powiedzieć Zayn'owi, że nie jestem hetero. Ale nie chcę robić tego sam. Przyślę po ciebie jakiś samochód czy coś dzisiaj około 15, zgadzasz się?
     -Oczywiście kotek. Ale jak myślisz, jak on to przyjmie?- Ziewnąłem padając na pościel.
     -Nie mam pojęcia, naprawdę. Myślę, ze powinien zrozumieć skoro tyle się przyjaźnimy.
     -To dobrze. Harry baw się dobrze, ale ja jestem zmęczony i kładę się jeszcze na trochę spać.
     -Nie ma sprawy kochanie, kolorowych...- Szepnął, żeby Mulat nie usłyszał.
     -Pa. Kocham Cię.- Rozłączyłem się, zamknąłem oczy i od razu zasnąłem.