Pytanie

wtorek, 25 grudnia 2012

Rozdz. 2


       Stałem wryty w poważne oczy Greg'a. Psycholog?! Ja?! On powinien się tam wybrać! Porąbało go już do reszty. Byłem tak strasznie zdziwiony, przecież to jest mi niepotrzebne. Szukałem wymówki, nagle przyszło mi coś do głowy.
     -No nie wiem, nie wiem. Myślisz trochę... A kiedy prasa dowie się, że Jessica chodzi z jakimś psycholem.- Powiedziałem już z wielkim szczęściem na twarzy, tylko mój tata zbyt szybko je wyprzedził.
     -To nie sprawia żadnego problemu. Wszyscy już wiedzą, że masz zamiar iść w stronę pracy psychologa i będziesz tam chodził pod pretekstem początkującego doktora do tych spraw.
     -Zwariowałeś?! To teraz jeszcze ustawiasz mi przyszłość. To niby ja tu jestem mocno walnięty?! Zastanów się trochę!- Powiedziałem ruszając z szybkością do wyjścia, kiedy ojciec chciał mnie zatrzymać to tylko zatrzasnąłem mu drzwi przed oczyma. Nieźle się wkurwiłem. Kompletnie nie widziałem dokąd mam teraz pójść. Przechadzając się już dość ponurą uliczką (był wieczór) z rękoma w bluzie z kapturem, kopałem kamyk. Klnąc pod nosem na swoje życie. Nie wracam dzisiaj do domu, nie po to, żebym znów musiał słuchać jego pieprzonych wykładów.
Ciężko westchnąłem i postanowiłem wybrać się do starego baru "Beat&Out". Mocno pchnąłem masywne drewniane drzwi, które zaskrzypiały. Wszedłem do środka, gdzie dało się słyszeć kawałek "Amy Winehouse" i niektóre dialogi, w które zbytnio się nie wsłuchiwałem. Podszedłem do baru i zająłem miejsce na jednym z wielu czarnych stołków. Kelner zauważył mnie i spytał co podać.
     -Whisky raz, proszę. -Odpowiedziałem nawet nie patrząc mu w oczy.
     -Zaraz, zaraz czy ty nie jesteś Harry...
     -Daj spokój. Proszę! Za chwile może jeszcze zaczniesz krzyczeć jak te porąbane dziewczyny. Nie mam żadnego talentu, a te jak popieprzona się do mnie rzucają.- Rzuciłem oschle, tym razem zerkając na niego. Zauważyłem plakietkę z imieniem "Josh", zastanowiłem się chwilę, czy to nie był przypadkiem  chłopak blondynki.
     -Przepraszam. Nie o to mi chodziło. Tak między nami -nachylił się nade mną- nawet nie wiesz jak bardzo chciałbym być na twoim miejscu.- Udało mi się zauważyć smutny uśmiech na jego wcale nie tak złej i brzydkiej buzi. Nie rozumiem, czemu uważali mnie za taki ideał, skoro on wcale nie był gorszy, nawet powiedziałbym dużo lepszy. Miał ustaloną przyszłość... Chyba, że to był właśnie ten problem.
     -Ty jesteś... No wiesz- Kiwnął głową na potwierdzenie.
     -Tak, dokładnie. Kocham Jessice jak nikogo innego.
     -Zazdroszczę Ci, wszystkiego.- Przechyliłem kieliszek i poprosiłem o jeszcze.
     -Nie wiem czy jest czego- Odezwał się, gdy już wrócił z dolewką wódki.- Nie mogę z nią być, nie mogę być z kimś kogo naprawdę kocham jak nikogo innego na świecie.
     -Żyjesz normalnie, praca, studia i dom. Ja nie mam przeciętnego życia. Mam chujowe sytuacje, które prowadzą mnie donikąd. Sam widzisz.- Kiwnąłem na kolejny pusty kieliszek po whisky.
     -Chcesz jeszcze...- Prawie nie pytając zabrał mi szkło z przed oczu dolewając już nawet nie liczyłem, który raz. Tym razem od pomieszczenia odbijały się nuty "Jessie Ware- Sweet Talk" nie to, żeby coś, ale kochałem muzykę. Znałem każdy utwór prawie na wylot.
Nim się obejrzałem było po dwudziestej trzeciej. Kręciło mi się w głowie, a jej ból nie dawał mi ani chwili spokoju. Już dawno miałem wszystko gdzieś. Josh poszedł do domu, a na jego miejsce wszedł jakiś sporu gość z 40 na karku. Leżałem prawie nieprzytomny na blacie stołu, ale postanowiłem jakoś się podnieść, bo od tego w kółko wzrastającego hałasu, czułem jakby moja głowa miała za moment rozpaść się na miliard kawałeczków. Chwiejąc się opuściłem budynek, skręciłem myśląc, gdzie bym mógł zanieść swoją dupę tym razem. Z trudem wyciągnąłem telefon i odszukałem mój ulubiony zespół, wsunąłem słuchawki w uszy i mało co nie tracąc równowagi puściłem "Kodaline- Perfect world" Cóż za ironia. Idealny świat? Nie jestem tego taki pewien. Zmierzałem w stronę morza.
Dotarłem na plaże, zdjąłem słuchawki i stanąłem przed wodą wpatrując się w fale. Wyciągnąłem papierosa. Zapałką przetarłem o stare pudełko i wyrzuciłem ją w morze, patrząc jak pod wpływem wody gaśnie i załamują się nad nią fale. O buty obiła mi się jedna z nich. Nie zwracałem na to uwagi, nie teraz. Może to nie jest idealny świat i życie, lecz to jest idealna chwila. Pomyślałem i ulotniłem szary dym z płuc. Poczułem ogromny ból w okolicach skroni, dlatego przymknąłem oczy czemu towarzyszyło  stracenie równowagi. Upadłem na wilgotny piasek upuszczając fajkę.
     -Fuck- rzuciłem sam do siebie. Odgarnąłem loki opadające mi na oczy i po lewej stronie w oddali ujrzałem sylwetkę. Nie podniosę się, ale jeśli tylko ten ktoś coś do mnie powie, to mu wpierdole. Kręciło mi się w głowie, więc skuliłem się dalej tkwiąc na mokrym piasku. Ten ktoś, teraz mogłem rozpoznać więcej, chłopak zbliżał się w moją stronę, ale nie wydawał być się mną zainteresowany. Z dłońmi w kieszeniach kurtki przemieszczał się wzdłuż linii, którą rzeźbiły co sekunda napływające fale. Zwyczajnie mnie minął, jednak wpatrywaliśmy się w siebie cały czas. I to nie było nieśmiałe, tylko bardzo perfidne. Wręcz irytowało mnie to, że się do mnie nie odezwał. Przecież tego właśnie chciałem.
     -Pedałku!- Nie mogłem pozwolić na to, żeby sobie poszedł. A, że szelki zwisały mu z tyłka i wyglądał jak gej, krzyknąłem kpiącym głosem. Nie odezwał się, nawet nie drgnął, zupełnie jakby nie słyszał, dlatego wydarłem się po raz drugi, tym razem dwa razy głośniej. Nadal nie reagował, na pewno usłyszał, ja już dawno bym sobie wpierdolił. Z trudem podniosłem się z ziemi pomagając sobie rękoma w utrzymaniu się w pionie i podążyłem za postacią. Było ciemno, nie widziałem jego twarzy, tylko pociągający tyłek? Jak u dziewczyny, dlatego mnie zaciekawił.
     -Stój! Przepraszam!- Wysiliłem się, aby wypowiedzieć najbardziej obrzydliwe słowo na świecie. Bardzo chciałem, zobaczyć co jest nie tak z tym gościem.

***
Usłyszałem ten głos, dzisiaj po południu mówił do mnie "kochanie"? Myliłem się, a może i nie. To i tak nie miało znaczenia, ten chłopak nie był trzeźwy, to po pierwsze. Po drugie właśnie wołał mnie, przy pomocy tak ślicznego słowa (oczywiście, myślę z sarkazmem. Co zdarza mi się często, żeby unikać przekleństw) pedałek. Jak zwykle skupiałem się tylko na tym, żeby nie wyjść na większego głupka i przypadkiem mu odpowiedzieć. Zlewka, to najważniejsza rzecz. Zaraz potem usłyszałem jego przepraszający głos. Był szczery, to mnie trochę spowolniło, dałem mu szansę, aby mógł mnie dogonić gdyby tylko zechciał.
     -Hej, przepraszam- Lekko dysząc złapał mnie za ramię i odwrócił w swoją stronę, sam oparł się o swoje kolana odsapując. Nie widziałem prawie nic, tylko jego kontury bujnych loków i czarnego płaszcza z kołnierzem postawionym do góry.
     -Spoko...- Mruknąłem pod nosem. Chyba poznał mój głos, bo od razu spojrzał się na mnie znacząco.
     -O kurwa. Czy to nie do ciebie zadzwoniłem dzisiaj?
     -Bardzo możliwe, ale nie przeklinaj.- Powiedziałem spokojnie
     -Chuj mnie obchodzi, mogę robić co chcę i kiedy chcę.- wysapał od razu. A ja bez słowa ponownie obróciłem się w przeciwną stronę i zacząłem przechadzkę plażą.- Dobra. Zaczekaj- znów mnie dogonił, tym razem nie tknął tylko dotrzymywał mi kroku.- Przepraszam, jestem zalany, co pewnie widać... I czuć.
     -Zgadza się.
     -Dlaczego tak mało mówisz?
     -Bo tak mi się podoba.
     -Jesteś porąbany.- westchnąłem, po czym znów przeprosił
     -Możliwe.- Zerknąłem na niego przyłapując go na wpatrywaniu się we mnie.
     -Dlaczego? Pewnie masz zajebiste życie, mówię to każdemu. Każdy na milion procent ma lepsze od mojego. Pierdolony psycholog.- Kiedy usłyszał, a w sumie właśnie nic ode mnie nie usłyszał po raz kolejny z jego ust wydobyły się słowa przeprosin.
     -Nie znam cię.
     -Wiem. Co z tego? Masz jakiś problem, czy coś. W ogóle co tutaj robisz? Nie jesteś schlany, albo przynajmniej nie wyglądasz.
     -Dlaczego mi się zwierzasz?
     -Nie wiem. Nie mam pojęcia jestem spity. Jak się jest pijanym, mówi się prawdę.- Zaczął uważać na słowa, żeby później nie musiał wypowiadać, tego co sprawiało mu największą trudność.
     -Za dużo mówisz.
     -To ty gadasz za mało. Nie ogarniam ciebie.
     -Nie znam cię.- W tym momencie wykroczył przede mnie i wyciągnął dłoń w moją stronę.
     -Jestem Harry Styles. Mam 18 lat i dziewczynę na niby. O kurwa, to znaczy mam wspaniałą dziewczynę, którą bardzo kocham- Speszył się, już wiedziałem, że coś z nim było inaczej, pierwsze słowo do dziennika, drugie do śmietnika. Zawsze mówiłem, tak jak byłem mały, ale teraz od czasu do czasu też się przydaje.
     -Louis Tomlinson. 20 lat.- Podałem mu rękę, kiedy się złączyły przeszedł mnie dziwaczny dreszcz. Nie przejąłem się tym, byłem tylko ciekawy, czy poczuł to samo. Chyba tak, bo spojrzał się na mnie z jakimś zakłopotaniem.
     -Widzisz... Już się znamy. - Ujrzałem nieswoi uśmiech na jego twarzy, domyśliłem się. Starał utrzymać trzeźwość w swoim umyśle.- Możesz mówić więcej?
     -Słowa do niczego nie prowadzą. Są jedną z najmniej potrzebniejszych rzeczy człowieka. Największe znaczenie mają czyny, gesty i myśli.
     -Łoo. Serio jesteś dziwny i to bardzo. Skoro tak chcesz... Co tu w ogóle robisz?!
     -Spaceruję.- Chłopak mnie rozbawiał, samym sobą, nie wiem czy to dlatego, że był upity, czy może po prostu taki był.
     -Dlaczego tak późno? Dlaczego sam?- Starał się mnie namówić do konwersacji.
     -Lubię.- Westchnął, prosząc o więcej.- A ty dlaczego?
     -Jakieś pytanie. Nareszcie! Robisz postępy...- Uśmiechnąłem się pod nosem, czego nie zauważył, było ciemno.- Wiesz, tylko nie wiem po co spytałeś, pewnie dobrze wiesz.
     -Nie wiem.
     -Mam problemy, bardzo wiele. Powoli odzyskuję przytomność, więc przestaję ci ufać. Za chwilę będę musiał znowu kłamać ciebie, jak i wszystkich. Chociaż widzimy się pierwszy i pewnie ostatni raz, a po twoich nielicznych słowach, raczej wątpię żebyś mógł rozgadać komuś "moje życie". Zakładam, że i tak nikt z tobą nie rozmawia oprócz mamy czy coś.
     -Tak.
     -Co to ma być za odpowiedź, nagadałem się, a ty żeby mi odpowiedzieć używasz tylko jednego wyrazu.
     -Który tobie wystarczył, żeby zrozumieć.- Musiałem nauczyć dzieciaka.
     -Ehh, gadanie, może i wystarcza. To chcesz, żebym tobie opowiedział, czy nie?
     -Nie mamy za dużo czasu, ale mów.- Odetchnął, włożył swoje szorstkie dłonie do kieszeni czarnego płaszcza i kopiąc co jakiś czas piasek opowiedział mi o sobie. Wydaje mi się, że wszystko. Zaczął od tego jak żyła jego mama, do tej chwili.
     -...I tak własnie, łażę tu bez sensu z osobą której praktycznie nie znam... Jak właściwie miałeś na imię? Luke? Leo?
     -Louis.
     -Aaa tak, przepraszam. Nic nie powiesz? Nie odzywałeś się ani razu, podczas gdy Ci opowiadałem.
     -Współczuję Ci.
     -Aha. No fajnie, dziękuje sam bym tego lepiej nie ujął- Powiedział z przymrużeniem oczu.
     -Mam tobie powiedzieć? Masz straszne życie, nie chciałbym żyć tak jak ty. Ale na twoim miejscu bym uciekł. Powiedział wszystkim prawdę i uciekł gdzieś, albo sam, albo z kimś kogo kochasz. Ale nie kochasz tak jak Jessice.- Zatrzymał się i spoglądał na mnie... No świetnie, wiedziałem. Teraz będę musiał się nad nim użalać? Nie ma mowy.
     -Już dawno powinienem tak zrobić.- Złapał się za głowę i upadł na ziemie. Zaczął płakać tak mocno, że dałbym głowę za to, jak słyszałem łzy obijające się o piasek.
     -To dlaczego nie zrobiłeś?
     -Bo do cholery jasnej, to nie jest takie proste!- Kucnąłem przy nim i odciągnąłem ręce na boki trzymając go za ramiona. Spojrzeliśmy na siebie, a światło latarni krążącej w kółko gdzieś daleko, oświetliła nasze twarze. W tej chwili ujrzałem jego smutne zielone oczy. Za chwilę znów prześlizgnęło się przez nas światło, tym razem on spoglądał na mnie tak jakby zaraz chciał się na mnie rzucić i płakać w moich objęciach.
     -Przestań płakać. Płaczą tylko słabi. Ty nie jesteś słaby, po prostu masz uczucia, więc nie płacz. Wyrwał ramiona z moich dłoni i wierzchem kciuka otarł łzy. Zaraz się podniósł, a ja za nim.
     -Masz rację. Pokaże im z kim naprawdę jest coś nie tak. Tu wcale nie chodzi o mnie... Dziękuję Louis.
     -Nie ma sprawy Harry, wybacz, ale pójdę już.
     -Dozobaczenia...
     -Dowidzenia. - Powiedziałem i obróciłem się tyłem do chłopaka wracając do domu.

3 komentarze:

  1. Jena Larry <3 .
    Trafiłam przez przypadek .
    Opowiadanie świetne ; ) .
    Jakbyś chciała wbij na mój < to nie spam >

    OdpowiedzUsuń