Pytanie

sobota, 26 stycznia 2013

Rozdz. 4 cz.2



                                                 ~Pierwsza wizyta Louis.~

         Nie wiedziałem co ze sobą zabrać. Byłem w kompletnym nieładzie, a może po prostu nie wezmę nic na spotkanie z panną Demmą. Nieswojo się czuję, po co miałbym opowiadać o sobie komuś kogo nie znam i nie ufam. Chodząc w kółko po pokoju myślałem, co zrobić. Za chwilę muszę wyjść, a nic ze sobą nie mam! To nie w moim stylu, bardziej w klimatach Harry'ego.
Chwila... Dlaczego o tym pomyślałem? Widziałem tego niezależnego i nierozgarniętego nastolatka tylko dwa razy. A dość często przewijał mi się przez myśli. Nie myślę, nie to znaczy czemu? On, albo ja. Nie to nie tak, powinienem się opanować, ale czemu, bo nic nie mogę myśleć. To znaczy... Myśleć mogę, tylko... Ohh STOP! Co za kompletny CHAOS! Nie mogę zebrać myśli pierwszy raz w moim życiu, a to dlatego, że kręcą się wokół niemądrego nastolatka. Potrząsnąłem głową, przy okazji układając odpowiednio włosy. Westchnąłem głośno i spoglądając na zegarek szybko zarzuciłem pustą torbę na ramię. Wyszedłem z pokoju mijając przy tym rozbiegane po całym piętrze dziewczynki. O mało co nie staranowałbym Daisy.
     -Lou! Mamusia Cię woła!- Wykrzyczała mała i pobiegła dalej.
     -Dziękuję księżniczko.- Przyjaźnie się uśmiechnąłem i zszedłem na dół. Mama stała w kuchni, prawie jak zwykle
     -Przykro mi LouLou myślałam, że będę mogła ciebie zawieść. Niestety...
     -Muszę zrobić dzieciom obiad.- Dokończyłem za nią.- Wiem mamo, o której mam autobus?
     -Za dwie minuty. Jak będziesz biegł to się wyrobisz. Pa!- Krzyknęła, bo ja po jej pierwszych słowach popędziłem ubierać buty.
     -Cześć!- Odpowiedziałem i ze spadającą torbą co sił w nogach zmierzałem na przystanek. Byłem dosłownie paręnaście metrów od niego, kiedy zrównał się ze mną mój autobus. Przyspieszyłem i zdążyłem wsiąść w ostatniej sekundzie, wtedy drzwi się zatrzasnęły, a ja oparty o własne kolana dyszałem. Uspokoiłem tętno zauważając, że każdy zahacza o mnie wzrokiem. Byłem do tego przyzwyczajony. Nie reagowałem na wścibskie spojrzenia, tylko podszedłem do automatu i kupiłem bilet. Za każdym hamowaniem lądowałem na żółtej rurce obijając sobie biodro, na które parę dni temu upadłem. Spojrzałem ponownie na zegarek. 14:58. Świetnie, dwie minuty do rozpoczęcia.
Wysiadłem z autobusu, rozejrzałem się wokół i pobiegłem po schodach budynku do góry.
Pociągnąłem za klamkę, żeby wejść do środka i nagle poczułem niezmierny ból w klatce piersiowej.
     -Ała!- Ktoś na kogo wpadłem wykrzyczał...
     -O jej! Przepraszam, nie chciałem spieszyłem się.- Przypadkiem wypuściłem torbę z ręki, wyważając też jego. Były praktycznie identyczne.
     -Spoko...- Kiedy wypowiedział to spojrzałem na niego. Czy mi zawsze musi przytrafić się coś takiego?!- Nic się nie stało.- Uśmiechnął się miło, kiedy mnie rozpoznał. Patrząc na siebie podnieśliśmy tobrby. Loki, zielone oczy i nieskazitelny uśmiech. Harry. Odwzajemniłem uśmiech.- Pamiętam Cię.- Wyciągnął rękę w moją stronę.
     -Tak zgadzam się, też ciebie pamiętam.- Wypowiedziałem ściskając jego dłoń.- Harry.- Ponownie wyszczerzyłem swoje zęby, myśląc jak fajnie brzmi jego imię.
     -Tak, a ty to... Lio? Luo... Eh sorry nie mam pamięci do imion.- Parsknąłem śmiechem odpowiadając zabawnie.
     - Louis. Lou. Loui.
     -Miło poznać, po raz drugi.- Ukazał dołeczki w swoich policzkach, dopiero teraz widziałem go z bliska. Nie mogłem napatrzeć się na jego zielone tęczówki. On chyba patrzył na mnie... Nagle ocknąłem się, przez co zrobiło się niezręcznie, ponieważ wciąż trzymaliśmy nasze dłonie razem.
     -Ykhmm. Przepraszam.- Odchrząknął Harry drapiąc się po karku.
     -Nie szkodzi- Odpowiedziałem również zakłopotany.
     -Tak w ogóle co ty tu robisz?
     -To samo co ty.
     -Znowu tak mało gadasz. Hehe, chcesz powiedzieć, że chodzisz do psychologa?
     -Dopiero dzisiaj zacznę.
     -Zupełnie jak ja, przed chwilą skończyłem, nie było najgorzej. Ona jest bardzo miła, ale ma swoje zasady, tak jak ja. Musisz postawić sprawę jasno, wtedy będzie okey.
     -Nie umiem tak.
     -Żartujesz sobie?! Przecież umiesz mówić.- W tym momencie zdałem sobie sprawę, że on był drugą osobą, z którą rozmawiałem aż tyle. Nic o nim nie wiedziałem, a mówiłem. Prowadziłem konwersację, może psycholog wcale nie był mi potrzebny. Możliwe, że to Harry'ego potrzebowałem? Co ja gadam. To tylko chłopak, który wie jak mnie zachęcić.
     -Nie zawszę...- Odparłem przeciągając smutno ręką po włosach.
     -Jak to nie...
     - O kurcze! Przepraszam, zagadałem się. Jestem spóźniony.
     -Nie ma sprawy.
     -Jeszcze raz przepraszam za to, że na ciebie wpadłem. Do zobaczenia.- Miałem taką nadzieję.
     -Tak, do zobaczenia.- Odpowiedział i zniknął za drzwiami.
Stanąłem przed judaszem szukając dzwonka, ale zamiast niego znalazłem starą gałkę doczepioną na środku drzwi. Zapukałem i niemalże od razu otworzyła mi kobieta.
     -Cześć.
     -Dzień dobry.
     -Jesteś Louis Tomlinson, zgadza się?
     -Tak.
     -Miło Cię poznać.- Powiedziała i uścisnęła moją dłoń przyjaźnie się uśmiechając. Dziwnie się czułem, nie mogłem rozmawiać z obcą mi osobą.- Wejdziesz?
     -Ah tak... Przepraszam.- Nie wiedziałem jak się zachowywać. To zupełnie tak jakbym rozmawiał z nauczycielem. Zdawkowe odpowiedzi, żeby tylko wyplątać się z pytań.
      -Ja jestem Demmy Ashidnay.- Przedstawiała się, kiedy zdejmowałem buty.- Mam 29 lat. Wiem, że nie otworzysz się przede mną od razu i ja wcale tego nie wymagam.- Mówiła podobnie jak Harry, bardzo dużo, znaczy, że jak nie będę się odzywał mogę zostać zagadany na śmierć.
     -Ja mam 20 lat. Chodzę na studia artystyczne. Maluję i lubię śpiewać.
     -To dobrze. Ja jak możesz się domyślać, skończyłam studia psychologiczne. Rozejrzyj się trochę jeśli chcesz, prosto i w prawo jest nasz gabinet. Chcesz herbaty, albo kawy?
     -Herbaty, jeśli można.- Powiedziałem i odeszła. Naprawdę dziwnie się czułem nie chciałem, niczego oglądać ani dotykać. Chociaż przyznam zaciekawiło mnie to mieszkanie. Wszystkie kolory i style rozlewające się po ścianach. Wszedłem do gabinetu siadając na rogu kanapy. Z daleka podziwiałem wszystko po kolei. Najbardziej jednak podobał mi się sufit. Ozdabiany, nie był zwyczajny. To mi się podobało. Tak samo książki, nie były poukładane równo. Wszystko było jednym wielkim nieładem, różne kolory strasznie od siebie odstające i nie pasujące, sprawiały wrażenie nieprzeciętnego pokoju.
     -Już jestem. Oh widzę, że nie skorzystałeś z mojej propozycji. Poprzednia osoba, chłopak trochę wyższy lecz młodszy od ciebie, rozglądał się po pokoju wygrzebując najstarsze książki jakie posiadam.
     -Znam tego chłopaka. To Harry, widzieliśmy się parę razy i wymieniliśmy kilka, kilkanaście zdań.
     -Nie jestem pewna, czy to dobrze. Jesteście od siebie strasznie różni.
     -Najmocniej panią przepraszam, ale co to panią obchodzi. Nie zna pani ani mnie, ani jego.
     -Tak, przepraszam. Chodzi mi tylko, że on tak jak inni jest w stanie ciebie zranić.
     -Wiem, przyzwyczaiłem się do tego... Z natury jestem dziwną osobą. A przecież z naturą żyję się w zgodzie.
     -Nie jesteś dziwny, lecz inny Louis. To nic nie szkodzi. Każdy człowiek jest inny. -Powiedziała uśmiechając się. Dziwiło mnie trochę, czemu mówiłem tak dużo. Na początku broniłem Harry'ego, ale później... Sam siebie. Czyżbym się zmieniał? Tak szybko?- Wiesz co jest najważniejsze?- Spojrzała na mnie.
     -Standard. Miłość?
     -Nie prawda. Zaufanie. To podstawa, bez tego nie ma NIC. Można je zdobyć tylko raz. Jeśli je miałeś i straciłeś nigdy nie będzie jak dawniej. Człowiek zdolny jest wybaczyć wiele, ale wszystkiego nie potrafi zapomnieć. Dlatego jeśli będziemy sobie ufali, będzie dobrze. Kiedy jednak coś się stanie i albo ja albo ty stracimy je, nie będzie tak samo. Będziemy musieli zakończyć spotkania.
     -Ale przecież każdy z nas ma jakieś marzenie, o którym nikomu nie powie.
     -Wiem o tym. Jeśli je masz i nikt o nim nie wie, to i ja nie muszę się dowiedzieć, jeśli nie będziesz o nim wspominał nawet nie będę wiedziała, że ono istnieje...- Tak zleciała nam cała wizyta.
     Wracając do domu, chciałem wyjąć z torby portfel, kiedy jak ją otworzyłem nie było tam go. Przynajmniej nie znalazłem tam swojego portfela. Aparat i telefon kogoś innego. Otwarłem portfel zamykając torbę. Dowód Harry Styles... Że co? Na serio musiałem wymienić się z nim torbą?!
_________
Obserwujcie ;3

4 komentarze:

  1. Bardzo podoba mi się Twoje opowiadanie. Szukałam jakiegoś o Larrym i nagle zobaczyłam, jak piszesz o nim na tt . : ) Są dopiero 4 rozdziały,właściwie to można powiedzieć, że 5, ale strasznie mi się podoba to opowiadanie. Nie mogę doczekać się nn . : ) Informuj mnie na tt , ok ?

    tt - @WorldWithMagic

    Zapraszam do mnie ---- > http://larrylovee.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Odpowiedzi
    1. Po jutrze. Mówiłam, sorry za wpadki. Teraz będzie regularnie, co 4-5 dni <3

      Usuń