Obudziłem się o 4:00 rano, kiedy słońce miało zamiar wychodzić zza horyzontu. Oglądnąłem się dookoła wdychając rześkie powietrze. Wszystko było piękne dopóki nie wstałem z ławki...
-Kurwa...- Syknąłem z bólu słysząc jak przestawia mi się kark. Moje plecy... Tak nie może być, trzeba dzisiaj porządnie posprzątać i mniej więcej się urządzić. Nie możemy przecież mieszkać a takim zarośniętym i niewygodnym miejscu.
Zajęczałem kolejny raz, przeciągając się i znów opadłem na ławkę. Tak czy inaczej, pomyślałem sobie, właśnie zaczynam nowy rozdział życia będzie świetnie mieszkać tu z Louis'em. Powoli przestaję poznawać siebie, chyba staję się inny...
-Pierwszy raz tęsknisz... ZA CHŁOPAKIEM.
-Ohh zamknij się... Wiem o tym.
-Sorry, jesteś sam chciałem tylko dotrzymać towarzystwa.
-Dzięki- odparłem sucho do siebie. Chore!
-Spójrz lepiej tam. Ładny wchód prawda?
-O czym ty mówisz, nie poznaję Cię.
-Nie udawaj, zawsze taki byłeś.
-Nie prawda.
-Jak to? Gdybyś taki nie był myślisz, że wygrałbyś konkurs fotograficzny?
-Co ma do tego konkurs niby?!
-Wszystko Harry. Wiedziałeś gdzie przyjść aby zobaczyć coś więcej niż zdjęcie. Czułeś to miejsce i wiesz o tym, że ma ono coś więcej w sobie niż może Ci się wydawać...
-Skąd mogę to wiedzieć? Po prostu znalazłem ładną miejscówkę, która do mnie przemówiła.
-Właśnie, nie pamiętasz już chyba w jaki sposób.
-...Pamiętam. Ale to niemożliwe. Przecież ty jesteś mną widziałeś to co ja. Czyli dalej prawdopodobne, że to były tylko moje psycho zwidy...
-Nie oszukuj siebie Harry. Nie tylko ty widziałeś, jak to miejsce rozkwitło i to w dosłownym sensie. Przecież jak to odnaleźliśmy to był zwyczajny opuszczony ogród. Okropne zapuszczone miejsce.
-I co chcesz powiedzieć, że akurat specjalnie dla mnie od tak rozkwitają tu róże?! To jest chore!!
-Nie mam pojęcia! Ale do cholery sam pomyśl.
Ciekawe, czy kiedy przyjdzie Louis to róże znów się schowają. To miejsce, to naprawdę MAGIA. A właśnie! Louis! Cholera zapomniałem... Zapakowałem torbę rozprostowując kark, spojrzałem po raz kolejny na biało czerwone róże i wybiegłem z ogródka. Za piętnaście piąta. Zdążę, tylko muszę zadzwonić do Lou.
-Cześć skarbie.- właśnie odezwałem się do słuchawki, a zaspany Loui odpowiedział.
-Harry? Obudziłeś mnie no. Jest dopiero piąta godzina! Oszalałeś czy jak?- Zaśmiałem się pod nosem.
-Nie kochanie, haha tak się składa, że masz 15min na pozbieranie się bo zaraz wysiadasz.
-O oł! Matko boska nie zdążę, dziękuję kotku. Czekaj na dworcu, żebym mniej więcej wiedział gdzie wysiąść. Paa! Kocham...- Rozłączył się od razu. Strasznie mnie rozśmiesza zarazem poprawiając humor. Uspokoiłem krok i powoli oddychając równym tempem szedłem na peron.
Nie wiem jak to będzie lecz nie mogę się doczekać wspólnych chwil z Harry'm. Zostało mi jeszcze 5min. Tylko gdzie ten felerny hamak. Myślałem sobie czy mamy jak spać, a skoro Hazz wspomniał o ogrodzie botanicznym, wtedy aż przeszły mnie ciarki. Biedny pewnie użerał się całą noc na twardej i niewygodnej ławce. Hamak na razie powinien załatwić sprawę nocek (do tego we dwójkę). Pod stopami poczułem drganie kół pociągu, który gwałtownie hamował. Straciłem równowagę opierając się dłonią o górną półkę. Pociąg zahamował a mnie w tej samej chwili coś mocno uderzyło w głowę.
-Ała! - Wykrzyczałem do siebie i obróciłem się w stronę 'napastnika' Przecież nikogo tu nie było... Nagle zauważyłem na ziemi jakiś zeszyt, co to...- spytałem sam siebie podnosząc go. Zsunąłem z wierzchu okładki resztki kurzu, miał ciemnobrązowe kartki, wygląda zupełnie jak... "Pamiętnik innego." przeczytałem otwierając właśnie pierwszą ze stron. Nie jestem pewien czy postępuję w porządku, ale i tak muszę już wysiąść. Wrócę do tego później, razem z loczkiem.
Zapatrzony w tajemnice kartek wychodziłem z przedziału.
-Halo! Halo, proszę pana!- Usłyszałem irytujący głos jakiejś starszej pani (wiedźmy chyba).
-Ah, tak słucham?- Ocknąłem się z lekka wsuwając notes do torby.
-Uważałby pan trochę! Przepuścił biedną staruszkę, a nie p-p-pan idzie z zadartym nosem w górę jak t-t-taki król!- Haha tak zabawnie wyglądała jak się jąkała, że z trudem powstrzymywałem się od śmiechu.
-Najmocniej przepraszam.- Sarkastycznie się ukłoniłem i puściłem ją przodem. Nie dość, że chciałem być miły, to ta jeszcze swoją ciężką walizką przejechała mi po palcach. Pff, cóż za maniery...Teraz pomyśleć, że będę mieszkał w jakiejś wsi z takimi wrednymi ludźmi. Ehh szkoda gadać. Właśnie schodziłem z metalowych schodków i w tej samej chwili kiedy moje tomsy zderzyły się z podłogą zauważyłem zadowolonego Harry'ego wbiegającego na peron. Od razu powrócił mi dobry humor i ruszyłem w jego kierunku.
-Louis!- Podbiegł i zrzucając torbę na ziemie przytuliliśmy się do siebie bardzo mocno.
-Cześć Harry...- Szepnąłem w jego loki przyprawiając samego siebie o ciarki. W jednej chwili przywarł do moich ust ściskając jeden z pośladków. Ścisnęło mnie w brzuchu, więc wplątałem dłoń w jego włosy odciągając głowę lekko do tyłu, żebym to ja miał władzę nad pocałunkiem. Zadowolony z siebie że poddał się gwałtownie na niego wskoczyłem chowając głowę w jego obojczyk. Okręcił się łapiąc mnie mocno za uda. Na szczęście nikogo nie było, w końcu to świetna okolica...
-Kocham Cię cichy diabełku.- Szepnął mrucząc do ucha. Zachichotałem i stanąłem naprzeciw niego. Westchnąłem i odpowiedziałem.
-Ja Ciebie też niegrzeczny aniołku.- Haha teraz zaśmialiśmy się oboje.
-Hahaha, my naprawdę jesteśmy popierdoleni. Chyba muszę nauczyć cię przeklinać.
-Ha ha ha. To chyba ja muszę nauczyć cię przestać to robić.
-Dobra, dobra nie pierdol. Haha chodź pokaże Ci gdzie będziemy mieszkać.- Uśmiechnął się lekko i pociągnął mnie za rękę.
-Hej Harry, zaczekaj moja torba.- Powiedziałem ochrypniętym głosem.
-Ach tak, zapomniałem.- Wzięliśmy rzeczy i ruszyliśmy do ogrodu, po drodze opowiadał mi jakich spotkał tutaj już ludzi, ja mówiłem o tym samym. Później rozmawialiśmy o mieszkaniu, o nas... O wszystkim, tematów było tysiąc. Chyba nigdy się sobą nie znudzimy. Ale ja prawie cały czas miałem w głowię ten pamiętnik, ale powiem mu o nim później...
W dodatku, Hazz obiecał mi coś kiedy wrócimy dodał.
-Nie mogę się tego doczekać Lou, ale to niespodzianka...- Teraz to i ja nie mogłem się doczekać. Kiedy przechodziliśmy przez pola mówił mi o czymś magicznym, żebym był gotowy na coś czego nikt nigdy nie widział. Że róże rozkwitną na moich oczach, że wszystko ożyję. Nie wierzyłem w to, ale on mówił całkiem poważnie, co mnie trochę dziwiło i zastanawiało.
-Lou posłuchaj, ja nie żartowałem z tymi różami, możesz nawet uważać mnie za chorego umysłowo nie zdziwiłbym się gdybym to się naprawdę okazało prawdą. No ale...- Zatrzymał się przy ceglanym rozwalonym murze obok wejścia do ogrodu botanicznego. W prawym rogu wisiała zardzewiała tabliczka z napisem "Własność John'a Bell'a i" dalej były jakieś zamazane literki, zastanowiłem się do kogo on mógł jeszcze należeć.
-Harry, przepraszam nie słuchałem Ci, wierzę w te róże tobie we wszystko mógłbym, ale spójrz.- Wskazałem na złotordzawą tabliczkę. - On nie należał tylko do jednego człowieka. Ktoś z nim dzielił to miejsce...- Harry zdziwiony podszedł pod mur i spojrzał na napis, podążyłem za nim także uważnie się temu przyglądając.
-To jest zdrapane? Czy brudne.- Spytał ostrożnie zeskrobując rdze z kawałka.
-Musisz mocniej. Daj ja to zrobię.- Zaciekawiony nie mogłem się powstrzymać.
-Poszukam czegoś czym można by było to zeskrobać.- Mówiąc szperał w swojej torbie, a ja nieprzyjemnie tarłem paznokciami o blaszkę. Znalazł nożyk tłumacząc się, że zawsze ma przy sobie coś ostrego. Na razie postanowiłem w to nie wnikać i zeskrobałem kawałek imienia lub nazwiska.
-F, r, d. Za dużo ro nie da. Daj pomogę Ci- Odczytał literki które było można odczytać i złapał za moją dłoń sprawiając, że stałem się silniejszy.
-Fre....d ?- Przeczytałem to co się dało. - Chociaż za duży odstęp między nim. Tam musi być coś jeszcze.
-Leć odłożyć torby, a ja się tym zajmę!- Rzucił w moją stronę swoją torbę i już miałem przechodzić przez murek, ale mnie zatrzymał.- LouLou, nie martw się jak zobaczysz wszystko oschłe i zwiędłe, to rozkwita tylko jak tam jestem, nie mam pojęcia dlaczego...- Odezwał się i zajął się skrobaniem, a ja wszedłem do środka. Obejrzałem się niepewnie dookoła i niedaleko ujrzałem szklaną altankę obrośniętą... Bluszczem. Zwykłym suchym bluszczem. Podszedłem bliżej i dotknąłem jednego listka, który od razu się pokruszył i upadł na suchą trawę. To miejsce wygląda tak, jakby nie docierało tu żadne słońce mimo tego, że dzisiaj jest ponad dwadzieścia stopni. Niezręcznie wzruszyłem ramionami i jak kazał Harry odniosłem torby nucąc sobie przy tym dość głośno. Usłyszałem w pewnej chwili szelest dlatego przestałem, obróciłem się do tyłu nikogo nie zauważyłem więc znów zacząłem podśpiewywać piosenkę "Look after you." Po raz drugi usłyszałęm cichy hałas, odwróciłem się i zobaczyłem te róże, których przed chwilą nie było. Co jest? Zastanawiałem się, podszedłem do altanki i dotknąłem róż. Biało czerwonych nie w pełni rozkwitłych...
Forgive the urgency but hurry up and wait
My heart has started to separate
Zanuciłem kolejne dwa wersy i spanikowałem, bo własnie na moich oczach wszystko budziło się do życia. Te róże rozkwitały! Osz kurde. Matko boska!My heart has started to separate
- One rozkwitają... Na moich oczach?! To nie możliwe!- Zacząłem coraz głośniej mówić, co po chwili przerodziło się w krzyk, który chyba usłyszał Hazz, bo w oddali usłyszałem jego głos.
-Louis?! Co się dzieje?!- Krzyczał, żebym go usłyszał.
-Chodź tutaj! Szybko! -Nim się obejrzałem przybiegł. Sam nie mógł uwierzyć w to co widział.
-Jak one rozkwitły przy tobie? Przecież... Tylko ja i to nie... O co kurwa tutaj chodzi!- Chyba się wkurzył przyciągnąłem go do siebie, żeby przestał krzyczeć.
-Haha spokojnie głupku!- Potargałem mu włosy i puściłem.
-No tak, przepraszam. Ale nie rozumiem, jak to ożyło?
-Widocznie nie tylko ty jesteś taki fajny!- Rozbawiłem go i zaczęliśmy się śmiać, ale w końcu zebrałem się na powagę i powiedziałem, że to przez śpiew.
-Ty śpiewasz?- Zapytał zdziwiony Hazza spoglądając mi w oczy, kiedy znów kierowaliśmy się w stronę nieodkrytej tabliczki.
-Tylko podśpiewuję. Nigdy komuś, nie pozwalam aby ktoś mnie usłyszał. Wstydzę się.
-Zaśpiewaj mi coś, błagam.- Wiedziałem, nie będę mu śpiewał, to jest coś osobistego... Tak mi się wydaję.
Ooo nie chciało mi się tłumaczyć, bo w końcu i tak bym musiał śpiewać. Po prostu zamknąłem oczy i zacząłem. Śpiewałem podczas kiedy on zajmował się literkami...
There now, steady love, so few come and don't go
Will you won't you, be the one I always know
When I'm losing my control, the city spins around
You're the only one who knows, you slow it down
Oh, oh
Be my baby
Oh,
Oh, oh
Be my baby
I'll look after you
And I'll look after you
If ever there was a doubt
My love she leans into me
This most assuredly counts
I say most assuredly...
Will you won't you, be the one I always know
When I'm losing my control, the city spins around
You're the only one who knows, you slow it down
Oh, oh
Be my baby
Oh,
Oh, oh
Be my baby
I'll look after you
And I'll look after you
If ever there was a doubt
My love she leans into me
This most assuredly counts
I say most assuredly...
-Loui. Prześlicznie śpiewasz.- Wystraszyłem się od razu rumieniąc.
-Nieprawda.
-Lou, gdybyś śpiewał brzydko nie mógłbym tego słuchać. Nie dziwie ci się czemu róże rozkwitły jak usłyszały twój głos... Nie mogę się doczekać jęków, które będziesz wydawał dzisiaj w nocy...- Mówiąc to zabójczo się uśmiechnął i kontynuował.- Ale tym czasem. Skończyłem, trzeba będzie się dowiedzieć kim jest Frerard i jeszcze ten opis pod spodem "Love is love. Magic place for gays."
Oboje stanęliśmy wryci w siebie robiąc wielkie oczy i nie odzywając się nawet mruknięciem.
________
1.Przepraszam, że tak długo :/
________
1.Przepraszam, że tak długo :/
2. Obiecuję, że następny rozdział sex.
3.Przepraszam za wszelkie błędy.
+Frerard (drobny upominek dla dwóch idiotek <3)