Pytanie
piątek, 5 lipca 2013
Rozdz. 18 cz. 2
Białe światło mignęło przed moimi oczyma, a motor wysunął mi się spod ciała lecąc gdzieś w boki. Z niezłym impetem uderzyłem o ziemię i przeturlałem się na drugą stronę jezdni.
Leżałem nieruchomo, ale próbowałem zapanować nad równoległym oddychaniem. Poruszyłem poobijaną ręką by sprawdzić czy z żadnego miejsca nie leci krew i nic poważnego się nie stało, bo ku mojemu zdziwieniu oprócz bólu głowy czułem się dobrze. Nie mogłem pozwolić żeby ktoś mnie tutaj rozpoznał, dlatego szybko musiałem usunąć się z miejsca wypadku. Dopiero kiedy się poruszyłem chcąc się podnieść zorientowałem się jak bardzo jestem poobijany.
-I co teraz powiesz, hmm?
-Spierdalaj- odparłem do samego siebie.
Z trudem przewlokłem swoje ciało w jakąś starą uliczkę za kamienicą. Oparłem się o mur jednej z nich i dopiero zjeżdżając w dół zsunąłem z siebie kask.
-Ssshh, cholera- palnąłem pod nosem kiedy dotknąłem swojego czoła i zobaczyłem na dłoni ciemnoczerwoną maź. Byłem daleko od tego żeby nie rzucać się nikomu w oczy. Obym po drodze do Louis'a przez te dwie przecznice nie zemdlał w kasku. Westchnąłem i zaciskając zęby nałożyłem go z powrotem. Rana zaczęła mnie niesamowicie piec.
Motor.
Od razu nasunęła mi się myśl. Przecież Zayn mnie za niego zabije.
Telefon.
Zacząłem szperać po kieszeniach i wyciągnąłem go.
4% baterii, świetnie.
"Zayn przyjedź po motor na rogu 6 ulicy na Count. Strasznie przepraszam za wypadek :/. Raczej nic mi nie będzie, idę do Lou. Odezwę się później." No trudno z motorem nic więcej nie zrobię, teraz muszę bezszelestnie udać się do domu Tomlinsonów. Nie mogłem biegać więc kulejąc szybko starałem się ominąć miejsce zderzenia. Byłem tak przejęty "mądrym upadkiem" z motocykla, że praktycznie nie wiem co się stało. Zajebiście, Malik może mieć przeze mnie kłopoty, wynagrodzę mu to jakoś. Chooper leżał prawie pod jakimś samochodem, który spowodował zderzenie. Idiota przejechał na pomarańczowym świetle, zresztą podobnie jak ja.
-I kto tu jest idiotą.
-Nie przerywaj mi teraz.
-Dobra, myśl sobie. Ale zderzyliście się nieźle.
Fakt, zderzyliśmy się, on zaczepił o moje tylne koło, a ja hamując wyślizgnąłem spod siebie motor mając nadzieję, że to pomoże.
Żyję. Jeszcze za wcześnie mamo, ale nie martw się dołączę do Ciebie, mam nadzieję, że się nie pogniewasz jak jeszcze trochę tu zostanę. Ucieknę od niego, już jestem szczęśliwy z Loui'm on jest idealny mamo. Przypomina mi Ciebie, nawet nie wyobrażasz sobie jak bardzo. Założę się, że jesteś szczęśliwa tam i ze mnie również. Staram się, specjalnie dla Ciebie.
Poczułem nagle przechodzący po ramieniu dreszcz. Jak gdyby ktoś go pocierał.. Miałem już ochotę szepnąć 'mamo', ale powstrzymałem się przed tym tak samo jak przed płaczem. Świruję chyba przez tą ranę, chcę się jak najszybciej zobaczyć z Lou przytulić się do niego i zaciągnąć jego nieskazitelnie czystą wonią. Zaraz dojdę.
-Hahaha! Do domu powinieneś dodać.
-No chyba raczej. Czy ty musisz mieć takie skojarzenia. Już wiem przez kogo jestem takim zboczeńcem.
-Nie pierdol Hazz. Tylko idź, bo boję się, że zaraz zemdlejesz.
-Dlaczego miałbym zemdleć?
-Robię się słaby, nie wiem czemu więc postaraj się szybciej iść i utrzymywać równe ciśnienie.
-Już dochodzę, jeszcze jeden budynek. Do domu!
- W porządku...
Otworzyłem bramkę, obejrzałem się wokół, czy nie ma nikogo podejrzanego i przeszedłem przez zadbany ogródek po kamiennej ścieżce do masywnych drewnianych drzwi.
Usłyszałem zbiegającą grupkę (chyba dzieci) i jakieś odgłosy dochodzące z góry, kiedy zadzwoniłem. Za chwilę ktoś pociągnął za klamkę. Cholera zapomniałem zdjąć kasku...
-Dzień...- stanęła nieruchomo przede mną matka Lou. Zdezorientowany szybko zdjąłem kask.
-Przepraszam panią. Możemy wejść do środka? Proszę...- Szybko oglądałem się wokół siebie, a ona rozpoznając mnie wciągnęła mnie za drzwi.
-Harry, co Ci się stało skarbie?
-Miałem wypadek na motorze. Nic mi się nie stało. Tylko nie chciałem jechać do szpitala, zresztą byłem umówiony z Louis'em więc jestem.
-Synku! Harry przyszedł! Szybko zejdź na dół.- Krzyknęła odchylając głowę w tył. Zanim się obejrzałem Tomlinson stał przede mną z zakrytą buzią. Nic nie mówił, tylko kiwnął swojej mamie żeby zabrała dziewczynki, które nieustannie mnie obserwowały, a on sam pociągnął mnie do kuchni.
-Siadaj.
-Co ty taki stanowczy. Nawet się nie przywitasz.- Zdziwiłem się, ale słuchałem rozkazów.
-Siedź cicho. Dlaczego nie zadzwoniłeś?! Przyjechałbym czy coś!
-Nic mi nie jest... Gdybym potrzebował pomocy, zadzwoniłbym skarbie.
-Och więc teraz to skarbie?- Westchnął i przyłożył mi do czoła namoczony opatrunek.
-Ssss! Aaała!- Jęknąłem z bólu.
-Teraz cierp... Kochanie.- Ostatnie słowo wypowiedział z takim sarkazmem, że miałem ochotę się na niego rzucić i zacząć całować. Siedziałem cicho kiedy on wykonywał swoją pracę. Kiedy skończył miałem na głowie duży biały opatrunek. Spojrzałem się w lustro i skrzywiłem.
-Ble. Okropnie mi w tym, prawda?- niespodziewanie Lou zrobił się cholernie słodki. Powoli objął mnie od tyłu ułożył się lekko na moim ramieniu i spojrzał w lustro. Nie odezwał się, tylko ślicznie uśmiechnął i ucałował w polik, po czym szepnął.
-Kocham Cię.- Obróciłem się w jego kierunku i zacząłem go całować łapiąc go za rumiane policzki. Odsunął się lekko szepcząc, żebyśmy poszli na górę.
*Louis* (Inception - time ) Polecam na słuchawkach <3
Harry mnie zmienił, tak doszczętnie mnie zmienił. Nie pozostawił po mnie nic ze tego starego nieśmiałego i cichutkiego Louis'a. Stałem się pociągającym i całkiem drapieżnym osobnikiem, ale tym razem znów miałem zamiar znaleźć się na dole...
Uśmiechnąłem się sam do siebie, kiedy Harry wziął mnie na ręce i zaniósł szybko na górę. Robił mi malinkę, mój członek ocierał się o jego tors już praktycznie będąc gotowy... Popchnął plecami drzwi do pokoju, zrzucił mnie z siebie ja lekko się zachwiałem, ale komoda pomogła mi ponownie złapać równowagę. Patrzyłem na niego błyszczącymi oczyma, jak zamykał pokój na klucz po chwili już znajdując się przy mnie.
-Masz wszystko czego nam trzeba?- Spytał dobierając się do mojego tyłka. Też pytanie, jestem gejem, to co muszę mieć przy sobie mam zawsze. Nie odpowiedziałem tylko podstępnie uniosłem kąciki ust w górę przyciągając go jeszcze bliżej mnie. Obiłem się o jego napalonego kolegę i przygniotłem nim swojego nie gorszego przyjaciela.
Skup się. To ma być coś niesamowitego... Przyległem do niego, a on powoli przeniósł nasze dusze na łóżko. Czysta poezja. Już po chwili wyglądaliśmy jak najtrafniejsze definicje seksu, kiedy mieliśmy rozczochrane włosy rumieńce na policzkach i te błyski w oczach podczas minimalnego odchylania się od siebie w celu złapania powietrza. W jednej chwili poczułem jakbym był w innym świecie. Zupełnie inny wymiar, inne cele marzenia... Szybszy oddech, głębsze wdechy. Chłopak zsuwał się niżej swoimi wydatnymi wargami, przyprawiając każdy milimetr mojej skóry o wzbicie się w kosmos. Już nie leżałem we własnym łóżku, byłem gdzieś daleko wraz z nim. Nie widziałem nic innego prócz jego bujnych loków i wyrzeźbionego ciała od którego nie mogłem się oderwać. Ruszaliśmy biodrami w dwie strony nie mogąc powstrzymać się przed częstymi jękami. Zacisnąłem dłoń wokół jego szyi i automatycznie ją uwolniłem spoglądając jak bardzo trzęsą mi się palce. Zamiast bicia swojego serca, słyszałem bicie jego...
-Harry...- stęknąłem czując nierówny i ciepły oddech na swoim penisie. Ominął narząd i pozostawiał krótkie pocałunki wokół niego. Odgiąłem się do tyłu łapiąc za barierki.
Przyjemność. Zaangażowanie. Jezu te uczucia były nie do opanowania. Tylko powtarzałem sobie w głowie. Szybciej. Szybciej... Moje domaganie się czegoś więcej w końcu poskutkowało. Harry pozostawił mnie w spokoju, nachylił się tylko nade mną i szepnął moje imię. Chwyciłem jego członka lekko nim poruszając. Patrzyliśmy na siebie i niczego się nie wstydziliśmy. Zresztą o czym ja mówię, czy mieliśmy czego się wstydzić? Zerknąłem na stolik obok łóżka, a on sięgnął ręką do jednej z szufladek. Wyciągnął pudełko wazeliny, ale musiał na chwilę przestać wykonywać jakiekolwiek ruchy bo był za bardzo podniecony. Uchylił usta i spoglądał na mnie spojrzeniem pełnym tajemnicy. Wszystkie kawałki puzzli złożyłem w całość. Zdjąłem dłoń z jego prącia by delektować się jego torsem. Przywarł ustami do moich i nie stykając się językami tylko pragnęliśmy czuć smak swoich warg. Subtelne pocałunki były najwiarygodniejsze. Wykraczały poza normę naszych możliwości, nie były przeciętne, choć dużo się o nich mówiło. Kiedy stykał się ze mną byłem przekonany, że nie było nic bardziej niesamowitego od tego co robiliśmy. To stawało się teraz moim marzeniem, to dotyk Harry'ego był moim celem i narkotykiem. Odwróciłem się na brzuch łapiąc jego dłoń jedną ręką po czym drugą owinąłem wokół prześcieradła. Opuszkiem palców pieścił moje pośladki. Wsunął jeden palec, następnie drugi. Odgiąłem się w tył powoli kurcząc palce na kołdrze i w uścisku naszych rąk. Nachylił się nade mną chuchając niestabilnie w mój kark... Dreszcze przechodziły mnie po całym ciele za każdym razem kiedy jego oddech mnie łaskotał. W końcu. Ten moment... Czułem go w sobie, staliśmy się jednością której tak bardzo mi brakowało. Nie byliśmy Harry'm i Louis'em byliśmy... Larry'm. Powolne ruchy przemienił w szybsze, ale dalej nie czułem się sobą. Rozpocząłem coraz głośniejsze jęki, a on tylko mocniej oddychał. Zrozumiałem, że miał niedługo dojść bo złapał mojego członka i poruszał go w tym samym rytmie z jakim był we mnie. Nie minęła minuta i poczułem jak Styles rozpływa się we mnie. Wydał charakterystyczny, głośny jęk i w tym samym momencie szczytowałem ja. Gwałtownie, zmęczeni opadliśmy na siebie. Łącząc obie ręce w jedność i wpatrzeni w siebie nie mogliśmy pojąć, jakim cudem dwoje ludzi może być dla siebie tak idealnymi.
-Kocham Cię.
Lekki uśmiech i cicha odpowiedź.
-Też Ciebie kocham Lou.
______________________
Ekhm.. Mam nadzieje, że tak rzadko daje rozdziały właśnie wam wynagrodziłam. Strasznie szkoda mi tego, że tak wychodzi. Sama scenka mi nie wyszła więc rozumiem pretensję. I wierzcie mi staram sie jak mogę z tym pisaniem. Ale dzień w dzień ktoś prosi, żebym wyszła na dwór x.x
+W następnym rozdziale odwiedzą swoją słynną psycholog ;)
++ GŁOSUJCIE W ANKIECIE TYLKO RAZ.
Subskrybuj:
Posty (Atom)